poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Jetre- psia historia o słodko- gorzkim zakończeniu, niekoniecznie prawdziwa lecz prawdopodobna.

Zacznę od końca- Jetre ma znów swój wymarzony, bezpieczny i szczęśliwy dom.
Jeszcze niedawno przebywał w miejscu zwanym szumnie schroniskiem. Gdybym była reżyserem , właśnie to miejsce wybrałabym do nakręcenia filmu- psiego horroru. Ciasne ciemne klatki w starym, walącym się budynku . Zero świeżego powietrza, zero światła, zero nadziei. Raz na czas podana z wielką łaską miska byle jakiego jedzenia. Woda- raz zielona, raz żadna.
Miejsce gdzie nawet diabeł nie chce mówić dobranoc. Dziesiątki psów czekających jeszcze na lepsze jutro, które niestety prawdopodobnie nigdy nie nadejdzie. Gdzieś w tym wszystkim Jetre- kiedyś owczarek niemiecki. Dzisiaj wrak psa w ciężkim do określenia szaro- burym kolorze. Sierść, kiedyś długa i lśniąca, dziś skołtuniona, pozlepiana. Oczy, kiedyś bystre i błyszczące, dzisiaj matowe i puste. Ciężko określić jego wiek. Zniszczony życiem, ciężkimi warunkami. Zerowe szanse na adopcję- w tym „schronisku „ nie ma odwiedzających. Psy zmęczone codzienną rutyną, walką o przetrwanie. Dzień za dniem, każdy taki sam. Bezsilne szczekanie, wycie, ciche prośby, wołania których nikt nie usłyszy.
Miejsce o którym pozornie wszyscy zapomnieli. Pełne smutnych historii, psich dramatów, większych lub mniejszych. Zapomniane. Zapomniane przez Boga i przez człowieka.
Jedna krótka wizyta która zmieniła wszystko. Los chciał że akurat przejazdem w tamtych okolicach była pewna osoba działająca w potężnej pro-zwierzęcej organizacji. Wystarczyło jej kilkanaście minut aby wprawnym okiem ocenić warunki, stan zwierząt , jednym słowem całokształt.
Kilka telefonów, szybkie działania, wielka afera. Skończyło się szczęśliwie- szczęśliwie dla tych psów które jeszcze żyły. Tłumy ludzi, sznury samochodów. W tydzień wszystkie psy opuściły pseudo schronisko. Fundacje, Stowarzyszenia, prywatni ludzie spieszący na pomoc tym, którzy sami sobie pomóc nie są w stanie- czworonogom. Policja, prokuratura, sądy. Rzadkie w Polsce wyroki skazujące. Skończyła się psia gehenna. Zostały puste mury , w których hulający wiatr jeszcze przez długie lata powtarzał historię tych którym się udało i tych którzy nie dożyli szczęśliwego zakończenia.
Gdzieś w tym wszystkim Jetre- zagubiony, stłamszony, cichy. Jako jeden z wielu trafił do lecznicy. Gruntownie obejrzany, przebadany. Podczas dokładnych oględzin znaleziono w jego uchu tatuaż.
Życie Jerte wisiało jednak na włosku, zajęto się sprawami najpilniejszymi. Minęły dni, później tygodnie. W końcu ktoś przypomniał sobie o tatuażu. Wykonano telefon do Związku Kynologicznego , odnaleziono hodowlę, później właściciela. Osoba która dzwoniła do właścicieli twierdzi że nigdy tej rozmowy nie zapomni. Najpierw niedowierzanie, później nieśmiała nadzieja i w końcu wybuch radości. Podniesione głosy, płacz przez łzy, wielkie emocje.
Od telefonu do przyjazdu właścicieli minęły 4 godziny. Przyjechali wszyscy- rodzice, dzieci, wnuki.
Jetre zaginął 5 lat wcześniej. Kupiony z hodowli jako szczenię, długo wyczekiwany i wymarzony. Zniknął w przeciągu kilku minut . Do dziś nie wiadomo jak to się stało. Zostawiony na ogrodzonej posesji. Przepadł bez śladu. Wielomiesięczne poszukiwania nie dały żadnych rezultatów. Ogłoszenie bez odpowiedzi, tysiące rozklejonych plakatów, dziesiątki wizyt w różnych schroniskach.
Czy tak musiało być? Jetre nie został nigdy zachipowany, nie miał adresówki. Pech chciał że trafił do pseudo schroniska, oddalonego o kilkaset kilometrów od jego miejsca zamieszkania. Nigdy nie dowiemy jak to się stało.
Wizyty właścicieli w klinice nie zostanie nigdy zapomniana przez tamtejszy personel. Szczekanie i wycie psa, który dawno temu odszedł z ludzkiego życia ale tak naprawdę nigdy nie opuścił ludzkich serc. Łzy wylane z żalu za straconymi latami i wielka radość z odzyskanej niespodziewanie przyjaźni.
Dzisiaj Jetre jest szczęśliwym psem. Nikomu nie przeszkadza siwizna na jego brodzie, pokrzywione łapy i powolny chód. Tylko czasami, kiedy zapatrzy się gdzieś w dal , w jego oczach można dostrzec odbicie lat , kiedy nie miał nic, nawet nadziei...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz