sobota, 6 lutego 2016

Raptor- pies legenda...



W końcu przychodzi taki dzień, kiedy nie pozostaje Ci nic innego niż cichy płacz i dławienie się własnym żalem. Już żadne słowa nie pomogą, nie jesteś w stanie cofnąć czasu. Jedyne co możesz zrobić, to sypnąć trochę ziemi na grób, spojrzeć po raz ostatni, odwrócić się na pięcie i odejść. Odejść i zostać sam na sam z bezdenną rozpaczą, niszczącym smutkiem i samotnością. Zostawić kawałek swojego serca i cząstkę duszy i pogodzić się z tym, że nigdy ich nie odzyskasz.
Jeszcze wczoraj byliście we dwójkę Ty i Twój kosmaty przyjaciel, a dzisiaj zostałeś sam. Cokolwiek powiesz, cokolwiek zrobisz- to niczego nie zmieni. Możesz przeklinać, płakać, prosić- nie da się przechytrzyć śmierci.
Czyste miski, puste posłanie, martwa cisza. To wszystko co Ci zostało we własnym domu. To smutne ale miłość boli, zwłaszcza wtedy, kiedy trzeba się pożegnać.
Pożegnanie jest nieodwołalne i nieodwracalne. Brzmi bezlitośnie, ale taka jest prawda.
Wszystkie wspomnienia bolą, każda mała rzecz, która przypomni Ci psa, wydaje się czymś nie do przeskoczenia. Jedni mówią „ to tylko pies”. Inni rozumieją Twoje cierpienie i chcą Ci pomóc jak mogą.
Problem w tym, że nie mogą. Nie tak łatwo zapomnieć o miłości. Szczerej, prawdziwej, niepotrzebującej słów, aby istnieć . Miłości czystej i w jakiś sposób wiecznej- takiej jaką możesz dostać tylko od TEGO psa.
Każdy z nas miał w swoim życiu TEGO psa i pewnie wielu wie, jak boli jego odejście.
Ponownie powiem- czas nie leczy ran, on przyzwyczaja do cierpień.
Czas Asi przyzwyczai ją do jej cierpienia- wspomnienia zbledną, smutek zmaleje. Ale każde wspomnienie Raptora jeszcze przez długi czas będzie bolało jak kontakt z żywym ogniem.
Jak zwykle zaczęłam od końca. Raptor był psem legendą. Dzięki niemu tyle innych psów dostało szansę... Był psem nauczycielem, psem profesorem. Cierpliwy, bezinteresowny po psiemu, kochany do granic możliwości.
Pewnie myślicie o jakimś psim dramacie- tu go nie będzie. Raptor od szczeniaka był kochany, rozpieszczany, zaopiekowany. Problem tkwi w tym, że umarł. Nie szkodzi że w sędziwym wieku, po ciężkiej chorobie.
Źródłem dramatu jest sama śmierć i to że nie ma go już wśród nas.
Ukochany, wymarzony, wyczekany. Żył za krótko. Nie można łatwo pogodzić się z tym, że już go nie ma. Wszędzie czuć jego obecność, wspomnienia wołają nas bezlitośnie z każdego kąta.
Podobno przychodzi taki moment, kiedy mimo smutku i żałoby, patrzysz w kolejne psie oczy i wiesz, że to jest to. Wiesz, że znowu trafiłeś na kogoś, kogo możesz pokochać bez żadnych zastrzeżeń.
Życzę Asi, Bonnie i jej rodzinie, aby znalazły kogoś takiego. Raptora nikt nie zastąpi, jednak znając jego spojrzenie na świat chętnie zapisał by w swoim testamencie, gdyby mógł, całą Waszą miłość i wszystko co miał jakiemuś sponiewieranemu przez życie psu. Nie dziś, nie jutro, może za 10 lat. A może nigdy.
Dziękujemy Wam za wszystko i wiedzcie Raptor nie umarł tak naprawdę- będzie z nami, dopóki będziemy o nim pamiętać...