W końcu przychodzi taki dzień, kiedy
nie pozostaje Ci nic innego niż cichy płacz i dławienie się
własnym żalem. Już żadne słowa nie pomogą, nie jesteś w stanie
cofnąć czasu. Jedyne co możesz zrobić, to sypnąć trochę ziemi
na grób, spojrzeć po raz ostatni, odwrócić się na pięcie i
odejść. Odejść i zostać sam na sam z bezdenną rozpaczą,
niszczącym smutkiem i samotnością. Zostawić kawałek swojego
serca i cząstkę duszy i pogodzić się z tym, że nigdy ich nie
odzyskasz.
Jeszcze wczoraj byliście we dwójkę
Ty i Twój kosmaty przyjaciel, a dzisiaj zostałeś sam. Cokolwiek
powiesz, cokolwiek zrobisz- to niczego nie zmieni. Możesz
przeklinać, płakać, prosić- nie da się przechytrzyć śmierci.
Czyste miski, puste posłanie, martwa
cisza. To wszystko co Ci zostało we własnym domu. To smutne ale
miłość boli, zwłaszcza wtedy, kiedy trzeba się pożegnać.
Pożegnanie jest nieodwołalne i
nieodwracalne. Brzmi bezlitośnie, ale taka jest prawda.
Wszystkie wspomnienia bolą, każda
mała rzecz, która przypomni Ci psa, wydaje się czymś nie do
przeskoczenia. Jedni mówią „ to tylko pies”. Inni rozumieją
Twoje cierpienie i chcą Ci pomóc jak mogą.
Problem w tym, że nie mogą. Nie tak
łatwo zapomnieć o miłości. Szczerej, prawdziwej, niepotrzebującej
słów, aby istnieć . Miłości czystej i w jakiś sposób wiecznej-
takiej jaką możesz dostać tylko od TEGO psa.
Każdy z nas miał w swoim życiu TEGO
psa i pewnie wielu wie, jak boli jego odejście.
Ponownie powiem- czas nie leczy ran, on
przyzwyczaja do cierpień.
Czas Asi przyzwyczai ją do jej
cierpienia- wspomnienia zbledną, smutek zmaleje. Ale każde
wspomnienie Raptora jeszcze przez długi czas będzie bolało jak
kontakt z żywym ogniem.
Jak zwykle zaczęłam od końca. Raptor
był psem legendą. Dzięki niemu tyle innych psów dostało
szansę... Był psem nauczycielem, psem profesorem. Cierpliwy,
bezinteresowny po psiemu, kochany do granic możliwości.
Pewnie myślicie o jakimś psim
dramacie- tu go nie będzie. Raptor od szczeniaka był kochany,
rozpieszczany, zaopiekowany. Problem tkwi w tym, że umarł. Nie
szkodzi że w sędziwym wieku, po ciężkiej chorobie.
Źródłem dramatu jest sama śmierć i
to że nie ma go już wśród nas.
Ukochany, wymarzony, wyczekany. Żył
za krótko. Nie można łatwo pogodzić się z tym, że już go nie
ma. Wszędzie czuć jego obecność, wspomnienia wołają nas
bezlitośnie z każdego kąta.
Podobno przychodzi taki moment, kiedy
mimo smutku i żałoby, patrzysz w kolejne psie oczy i wiesz, że to
jest to. Wiesz, że znowu trafiłeś na kogoś, kogo możesz pokochać
bez żadnych zastrzeżeń.
Życzę Asi, Bonnie i jej rodzinie, aby
znalazły kogoś takiego. Raptora nikt nie zastąpi, jednak znając
jego spojrzenie na świat chętnie zapisał by w swoim testamencie,
gdyby mógł, całą Waszą miłość i wszystko co miał jakiemuś
sponiewieranemu przez życie psu. Nie dziś, nie jutro, może za 10
lat. A może nigdy.
Dziękujemy Wam za wszystko i wiedzcie
Raptor nie umarł tak naprawdę- będzie z nami, dopóki będziemy o
nim pamiętać...