sobota, 18 kwietnia 2015

Wiktor- Cortez- kiedy rozstania nadszedł czas...



Niestety kolejny raz będzie o życiu i śmierci.
Życiu tych, którzy zostali i cierpią, i śmierci tych, którzy musieli odejść za wcześnie.
Następna historia ludzi i psa. Psa zaniedbanego, odebranego osobie, która nigdy nie powinna mieć nic wspólnego ze zwierzętami. Osobie, która dawno temu zapomniała czym jest empatia, sumienie i dobro.
Kiedy Wiktor- Cortez trafił pod naszą opiekę, był cieniem psa. Zagłodzony, zapchlony, zaniedbany. Kolejny pies, wypatrzony przez osoby o wielkim sercu. Osoby, które nie pierwszy raz nam pomogły.
Wiktorek chyba nigdy nie miał normalnego domu. Był psem typowo podwórkowym/ łańcuchowym. Nie znał żadnych komend, nigdy nie mieszkał w mieszkaniu/ domu. Nikt nigdy tak naprawdę się nim nie interesował.
Jednak Wiktor miał to wszystko pod ogonem. Kochał ludzi i inne zwierzaki. Mimo, że wyglądał jak żywy trup, czerpał z życia pełnymi garściami.
Był kontaktowy, łagodny, przyjacielski. Każdego wolontariusza witał zawsze z uśmiechem na pysku. Mimo że był prawie rasowy, kolejki nie ustawiały się w sprawie jego adopcji.
W końcu los się do niego uśmiechnął- odwiedził nas Kuba, który po pierwszej wizycie w hotelu, wybrał swojego faworyta. Adopcja nie odbyła się ani szybko, ani łatwo. Jednak mięliśmy pewność, że Wiktor wychodząc z hotelu, już nigdy do niego nie wróci. Na takie domu czekamy, takich domów życzymy wszystkim naszym podopiecznym.
Wiktor stał się Cortezem. Błyskawicznie z „wsiowego Burka” stał się psem miastowym. Dzięki cierpliwości i zaangażowaniu Kuby i Moniki, Cortez szybko przyzwyczaił się do nowego życia. Kiedyś nie mając nic, teraz otrzymał wszystko- ot tak po prostu.
Wspólne wyjazdy na wakacje- Cortez stał się psem światowym. I idealnym- przynajmniej w jakiejś części. Razem ze swoimi opiekunami, odważnie przemierzał świat, nie bojąc się nowych wyzwań.
Nauczył się zostawania samemu, jazdy tramwajem, chodzenia po płytkach. Rzeczy dla nas prozaiczne, dla niego nowe i czasem przerażające. Dał radę, bo nie był już sam. Miał dom, w końcu taki prawdziwy i najlepszy. Każdy dzień był małym zwycięstwem, kolejnym krokiem we wspólną świetlaną przyszłość.
Posiadanie psa to nie tylko blaski ale i cienie. Kuba jest osobą bardzo aktywną, kochającą ruch. Biega w maratonach, dystans kilkudziesięciu kilometrów to dla niego codzienność. Adoptując psa, nie bez powodu wybrał północniaka- przecież te psy stworzone są do ruchu. Jednak kiedy okazało się, że Cortez ze względu na wiek i kondycję nie jest w stanie dotrzymać kroku swojemu opiekunowi, aktywność Kuby została dostosowana do możliwości psa. Ani słowa skargi, ani słowa żalu. Po prostu przyjaźń.
Chciała bym dopisać zakończenie, że żyli długo i szczęśliwie... Niestety życie wybrało inaczej. Cortez odszedł, a raczej pozwolono mu odejść- to świadectwo wielkiej empatii i braku egozimu.
Wygrała choroba- okrutna, bezwzględna.
Mimo miesięcy walki Corteza nie ma już wśród nas. Pozostawił po sobie piękne wspomnienia. Ale zostały także smutek i żal. Dlaczego? Miał tylko 8 lat. Dlaczego on? Pytania bez odpowiedzi.
Wiele osób marzy o raju, wyobraża sobie jak tam jest. A ja wiem, że Cortez przez ostatni rok miał psi raj na ziemi. W końcu ktoś go kochał, komuś na nim zależało.
Toi strasznie smutne, kiedy uśmiech losu okazuje się ironią.
Cortez już nie cierpi, jednak pozostawił po sobie niezapomniany ślad. Ślad w sercach ludzi, którzy widzieli w nim upragnionego przyjaciela i spełnienie marzeń. Podobno czas leczy rany, więc trzeba poczekać.
MONIKO I KUBO dziękuję za Waszą bezinteresowną miłość i za przedsmak psiego raju dla Corteza.
Ścieżki wspólnie przedeptane i wspomnienia o psiej miłości ... Czy czas poskleja rozdarte ludzkie serce?

Wątpię....