poniedziałek, 26 maja 2014

Jaga [*] 28.04.2014

Kartkować przeszłość. Obserwować i wspominać linijkę po linijce, stronę po stronę, tak jak dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku.
Nie ma już tupotu małych stóp. Nie ma drapania w głowę w środku nocy w celu przepłoszenia z TEJ poduszki. Nie ma jęczenia pod drzwiami. Nie ma terroru i nakazów małej twardej łapy.
Nie ma małych misek w kuchni, nie ma małego worka karmy, nie ma małych tabletek.
W zasadzie nie ma już nic małego, zostało wszystko to co duże i ciche.
To tak jakby inna rzeczywistość. Ostatnie 14 lat, mimo innych czterołapów w domu, było podporządkowane uroczo wrednej, czarnej królowej.
Teraz wszystko odbywa się tak jak powinno, bez pazura, bez iskry, bez emocji.
Nikt nie postraszy zębami, nikt nie zawarczy w obronie tego co należy do NIEGO, nikt porządnie nie sterroryzuje.
Pamiętam czasy kiedy byłyśmy we 2. Ja nie miałam bladego pojęcia o psach a Ty płaciłaś za moją głupotę. To było tyle lat temu.... Bez słowa skargi przyjęłaś psiego bachora, nauczyłaś go życia, zasad podporządkowania się Twej łapie. Później przyjęłaś kolejnego psa. Z wielką cierpliwością, otwartym sercem. Tak jakbyś wiedziała, że oni tak jak Ty kiedyś zostali kopnięci w tyłek przez życie. Że nie mają niczego poza nami. Byłaś cierpliwa, wyrozumiała ale twarda. Szybko pokazałaś kto rządzi w domu. Mimo że dzieliło Was ponad 30 kg to Ty zawsze stawiałaś na swoim.
Brana na rączki, niuńkana, wypieszczona grałaś im na nosie. Ale w ciężkich chwilach to Ty pokazywałaś im którą drogę wybrać. Ustępowałaś, uczyłaś.
Niby skakałaś im do gardeł, kiedy uznałaś że postępują nie po TWOJEJ myśli Kradłaś co mogłaś, wszystko było Twoje. Podobno psy nie myślą abstrakcyjnie, nie rozumieją że jeden ze stara umiera. Rozumieją, że odchodzi. Twoje bachory, psy które pomogłaś mi wychować i którym pokazałaś jak żyć zniknęły po Twoim odejściu.
Przez parę dni nie miałam psów. Leżały jak placki, bez ruchu. Wychodziły na spacer a później cały czas gapiły się w ścianę.
Wszystko wraca do normy, przeszkadza tylko cisza, przerywana szczekaniem Lemona kiedy ktoś zadzwoni do drzwi.
Ja wciąż dziwię się, że szczek brzmi tak a nie inaczej. To Ty zawsze wiodłaś prym w darciu ryjka.
Teraz trzeba poukładać wszystko na nowo. Nikt nie mówił że będzie łatwo.
Tylko co mam teraz zrobić?
Podziękować ludziom, którzy pomogli mi podjąć decyzję? Siedzieć i płakać za czymś co odeszło i już nie wróci? Wspominać i oglądać zdjęcia?
Nie wiem. Nie znam odpowiedzi. Wiem, że Ciebie już nie ma i wszystko się zmieniło. Może na lepsze- każde doświadczenie nas wzbogaca a Ty już nie cierpisz. Może na gorsze- czegoś zabrakło.
Mówią że czas leczy rany- kłamią.
Pozdrów ode mnie Izi - na pewno przepychacie się pupskami na psim tronie.
Dziękuję. Dziękuję i przepraszam.
Jak to szło?
"Złamane serce me
na nitce dynda się"