sobota, 14 marca 2015

Bronek S. - kot z piekła rodem...


4 miesiące temu diabeł we mnie wstąpił i sprowadziłam do domu kota...
Kot marzył mi się od zawsze, ale jakoś tak nie zawsze było mi po drodze. Niby chciałam, ale jakoś nigdy nie wychodziło. Poza tym mój tata, z którym mam przyjemność mieszkać, mienił się pierwszym przeciwnikiem kotów w domu- u kogoś ok, można się pobawić i pogłaskać, ale w domu nigdy...
Nigdy nie mów nigdy...
Zgoda na sprowadzenie Bronka nie była łatwą sprawą. W końcu wypalił plan nr 3- ze łzami włącznie :)
Biedny słodki, stary kot, czy ma umrzeć w schronisku?
Jak pokazało życie- ostatnie o czym Bronek myśli to umieranie... I na szczęście. Może to zabrzmiało strasznie, ale kiedy Bronek do nas trafił, myśleliśmy że jest 3 łapami w grobie.
Chudy ( pers ważący 2 kilo), łysy (wygolony na 0), zasmarkany, słaby.
Praktycznie zamieszkał u weterynarza.
Często warunkiem przy adopcji psa jest tolerancja w stosunku do kotów. Tym razem ja pytałam czy kot toleruje psy :D
Bronek początkowo mieszkał w klatce kennelowej- przy 2 dużych psach, które nigdy nie mieszkały z kotem, takie 2 kilowe maleństwo nie miało by szans.
Każde pozytywne zachowanie psów w obecności kota było nagradzane. Oczy naokoło głowy, żeby psy nie zjadły „biednego kotecka”. Sama niewiele bym zrobiła, ale dzięki mej Woźnej, która behawiorem jest , udało się :)
Mijały dni, później tygodnie. Kot naturalnie wpasował się w nasz domowy krajobraz.
Kiedyś wrzuciłam na FB zdjęcie – Bronek trzymał łapę na ogonie Dzidzi (owczarka) z podpisem „ to je mój pies”. Moja Marzena skomentowała to w następujący sposób „ mój pies, później moje łóżko, a zaraz okaże się że wszyscy mieszkacie u Bronka”. Wtedy się z tego śmiałam, teraz już się nie śmieję.
Jeszcze rok temu myślałam, że nasza teraz już świętej pamięci Jaga jest królową domu. Nic bardziej mylnego. Jeśli ktoś nie mieszkał w kotem, nie wie czym/kim tak naprawdę jest kot.
Dowiedzieliśmy się że nasze marne istnienie miało początek tylko po to, aby służyć kotu i móc go wielbić.
Psy stoją w kolejce do miski z wodą, bo przecież „Pan i Władca” właśnie pije. Jedyne, w czym my śmiertelnicy możemy być pomocni to nałożenie jedzenia, sprzątanie sralni i ewentualnie wielbienie kota- wtedy kiedy ON sobie życzy.
No i jak się okazało – wszyscy mieszkamy u Bronka. On decyduje kiedy je, kiedy my mamy odstąpić JEMU nasze jedzenie, bądź też kiedy psy mają zostawić miskę i dać MU wyżreć wszystko co wpada w gusta...
Kiedyś naszym domem rządziły psy. Teraz miarą naszego życia są zapakowane z chirurgiczną precyzją paczuszki mrożonej wołowinki . Oczywiście dla kota. Bo jak nie ma wołowinki o 14tej to nie ma spania w nocy. Już nikogo nie obchodzi czy psy mają coś extra do karmy- bo jak nie dostaną to przecież nic się nie stanie. KOT musi mieć.
Zabawa w tramwaj ( rzucam się na drzwi- otwórz-wychodzę, po minucie powrót i tak z 15 razy, oczywiście ciemną nocą), miałczenie prosto w ucho o 3 w nocy „ bo mi się nudzi”, ostrzenie pazurków na meblach, bieganie o północy z tupotem stada słoni po całym domu- to teraz nasza codzienność.
Kiedy coś idzie nie po myśli Bronka- zemsta bywa słodka. A to wczepienie się pazurami- akurat w pidżamę- nigdy w spodnie „dzienne”- grubsze, z miną- mamo weź mnie na kolana. A to wyplucie całej zawartości miski na ścianę- „ohydna, dzisiaj nie będę tego jadł, mimo że wczoraj było pyszne”.
Bronek rzadko bawi się zabawkami. Dużo lepszy fun jest z psiego ogona. Można się na nim uwiesić, dyndać, ciągnąć, gryźć- „pies mój podwładny i tak nic mi nie zrobi...”
Zawsze śpi na poduszce- na tej, na której kiedyś spały psy. Jeśli chce spać na tej poduszce na której trzymamy głowę, wchodzi na nas uniemożliwiając oddychanie... Przecież to jego dom, jego miejsce, jego poduszka, jego pies...
Bronek udając słodkiego, bezbronnego kotecka przestawił całe nasze życie. Teraz wszystko idzie po JEGO MYŚLI.
Tłucze psy (nigdy z pazurami), dotyka nas łapą , jakby się nas brzydził, wybrzydza, domaga się swojego.
Kot zmienił nasze życie- na lepsze. Dowiedzieliśmy się, że żyjemy po to aby służyć komuś lepszemu od nas. Komuś kto nie zna zawiści, złośliwości, negatywnych emocji. Komuś , kto wyraża ekspresyjnie swe uczucia. Jak kocha to całym sobą.
Bo poza momentami, kiedy Bronek zamienia nasze życie w piekło, są też momenty, kiedy dziękuje nam za to że daliśmy mu dom.
Łasi się, mruczy, zaczepia do zabawy. Kładzie się na psach, bawi się ich częściami ciała. Nigdy boleśnie, zawsze tak, że można uciec, kiedy coś nie odpowiada.
Mimo, że ma mega złośliwy wyraz ryjka, tak naprawdę nas kocha. Za to że nie obchodziło nas to ile ma lat i na co jest chory. Za to że daliśmy mu dom, po tym jak ktoś wyrzucił go jak niepotrzbny śmieć.
Mimo że nie ma już dużo siły i energii, wciąż dokazuje, po to aby wywołać uśmiech na naszych twarzach lub rozruszać psy.
To chyba mój pierwszy i ostatni kot. Tak się mnie wydaje. Bo gdzie ja znajdę drugą taką uroczą mendę, która pokazała mi ( po raz kolejny), że te odrzucone, niechciane, brzydkie mają serce na łąpie.
Zaakceptował nas bez żadnych pytań. Wszystko było super – my, psy, mieszkanie, jedzenie ( na początku). Przyjął nas bezwarunkowo- Wy daliście mi dom, ja Was pokocham ( ale udowodnię Wam, że do tej pory nie mieliście komu służyć i kogo wielbić).

Zwierzętom jest obojętne to czy mamy 100 tyś na koncie, czy żyjemy od 1 do 1. Kochają nas za to że jesteśmy- nieważne, starzy czy młodzi, ładni czy brzydcy, biedni cz bogaci. Ważne że jesteśmy i potrafiliśmy wyciągnąć dłoń w kierunku pokiereszowanej przez życie łapy...