czwartek, 28 lutego 2013

Alf i Berni w akcji- odcinek 5- Mała słodka Izi

-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaalffffffffffffffffffff!!!!!!
-Czego?
- A nic, sprawdzam łączność hłe hłe.
-Berni , mówiłem Ci. Czy Ty nie możesz ogarnąć co to jest
popołudniowa sjesta? Najbardziej łopatologicznie- JA ŚPIĘ A TY
MILCZYSZ!!
- Ej no, będziesz spał popołudniami jak jakiś bachor???
- Nie jak bachor, popołudniowa drzemka pomaga w trawieniu..
- No Tobie pomoc w trawieniu to się akurat przyda Szczuplaczku..
- Berni, gdybyśmy nie znali się tyle lat chyba miałbyś bliższy
kontakt
z moimi zębami. Chodzi Ci o coś?
- Widziałeś tą nową Dziunię?
- Którą, jest ich ze 3.
- No tą naszego wzrostu
- Aaaa Izi, no widziałem...
- I co myślisz?
- Nic nie myślę. Ładna i tyle. Ale nosa zadziera jak wszystkie inne.
Niby w typie rasy więc nie dla psa kiełbasa- sam rozumiesz. Podchodzisz,
zagadujesz , a ta nawet nie raczy się podnieść.
- No właśnie wiem. Chodźże , pójdziemy razem, może nas tak łatwo  nie  oleje...
Chłopcy dumni ze swego pomysłu pomaszerowali łapa w łapę do boksu  Izi.
- Cześć... Co robisz- zagaił nieśmiało Berni.
-Leżę, masz oczy na urlopie?- padła sucha odpowiedź.
- Ej Ty jesteś jakaś dziwna. Przychodzimy do Ciebie normalnie po  przyjacielsku a Ty się nawet nie podniesiesz. Leżysz, tyłkiem do nas odwrócona , nawet nie raczysz wstać żeby się powąchać- Berni był
już lekko zniesmaczony.
- Widzisz chłopcze, gdyby to było takie łatwe...- Izmir niezbyt  przejęła się dosadnym komentarzem.
- Przepraszam bo tym razem wyjątkowo ja nie ogarniam- a co trudnego jest  w  tym żeby się podnieść i kulturalnie przywitać???- Alf również  zaczynał tracić cierpliwość.
- Ano nic, pod warunkiem że własne ciało chce Cię słuchać.
- Że co?- Berni jak zwykle potrzebował chwili aby ogarnąć temat.
- Głusi jesteście? Uwierzcie mi że gdybym mogła, poderwałabym się na
Wasz widok merdając szaleńczo ogonem i podskakując jak kauczukowa
piłka. Sęk w tym, że nie mogę, nie dam rady.
-Rzeczywiście, bardzo trudne, podnieść się na własnych łapach. Jak  widzę miska pusta, w boksie czysto więc raczej chodzisz na spacery.
- Ależ oczywiście, chodzę wtedy kiedy muszę.
- Te czekaj Berni, czuję głębszy temat... Izi nie złość się, my są proste chłopaki, wytłumacz nam o co chodzi z tym Twoim ciałem i  niemocą.
- A macie chwilę czasu?
- A wyglądamy jakbyśmy mięli coś lepszego do roboty?
- No nie hihi. Jestem tu już jakiś czas, ale byłam w drugiej części więc nie mięliśmy okazji się poznać. Jednak co nieco o Was słyszałam. Ty Alf nienawidzisz wszystkich którzy tylko wejdą Ci w drogę. Ale Twoja nienawiść trwa jakieś 2-3 dni. Kiedy przekonasz się że nowa osoba nie ma złych zamiarów, dajesz zrobić ze sobą wszystko. Bardzo mocno dostałeś w tyłek od życia i panicznie boisz się zaufać.
Po tej deklaracji Afowi zrzedła mina, Izi uderzyła w czułą strunę, była niepokojąco szczera.
Kiedy Berni wpatrywał się w Izi oczami jak pięciozłotówki rezolutna malamutka również jego "wzięła na tapetę".
- Ty , podobnie jak ja wiesz jak to jest żyć na łańcuchu... W odróżnieniu od Alfa nie codziennie byłeś traktowany jak worek treningowy więc nie masz takiego dystansu do ludzi
-Te Izi czekaj chwilę, mnie się wydaje czy Ty jesteś plotkarą?- Alf musiał jakoś wybrnąć z sytuacji.
- Plotkarą? Bardzo śmieszne. Opowiadają to słucham, dobrze wiedzieć z kim ma się do czynienia. Im więcej słyszę takich historii jak Wasza, czy moja, tym mniej wierzę w ludzi.
- Izi wszystko fajnie, ale jak to z Tobą jest? I jak było?
- Nic szczególnego - historia podobna to setek innych. Od szczeniaka mieszkałam przy budzie, oczywiście na łańcuchu. Nieszczęśliwie dla mnie łańcuch okazał się trochę za mocny na moje możliwości. Starałam się jakoś sobie radzić, ale niestety z ciałem nie da się wygrać. Mój coraz bardziej obciążony kręgosłup zaczął odmawiać posłuszeństwa. Wegetowałam tam z dnia na dzień. Powiem Wam szczerze że często marzyłam o tym aby ktoś zakończył moje cierpienia. Nikt taki się nie znalazł. Pomogłam sobie sama-ten jeden jedyny raz. Po setkach nieudanych prób w końcu zdarzył się ten jeden raz- szarpnęłam wystarczająco mocno. Kosztowało mnie to bardzo wiele ale w końcu byłam WOLNA!! Biegłam przed siebie ile sił w łapach. Chciałam uciec jak najdalej. Nie udało się. Bardzo szybko zostałam złapana- trafiłam za kraty. Nie wiedziałam co mnie czeka. Było mi już wszystko jedno, chciałam tylko żeby dali mi święty spokój. Znałam na to jeden sposób- pokazywałam zęby. Od razu przykleili mi łatkę agresywnej nie dając wielkich szans na nowe życie. Podobno uśmiechnęło się do mnie szczęście- zabrali mnie ludzie z Fundacji. Zamieszkałam w hotelu, całkiem podobnym do tego. Czułam się jakbym trafiła do nieba. Pierwszy raz w życiu ktoś o mnie dbał, komuś na mnie zależało. Wiedziałam że to zbyt piękne aby było prawdziwe. Zaczęłam chorować. Z każdym dniem podniesienie się z posłania stawało się dla mnie coraz cięższym wyzwaniem. Jeździliśmy do psich lekarzy, dostawałam tony tabletek. W pewnym momencie było ze mną tak źle , że prawie wszyscy się już ze mną pożegnali.
Ale ja nie chciałam umierać. Podobno nie tak powinno wyglądać życie psa. Tak bardzo chciałam to zobaczyć... Niestety choroba poczyniła ogromne spustoszenia. Moje własne ciało już mnie nie słucha. Czasami nie mogę się podnieść, chociaż bardzo bym chciała. Nie mogę nasycić się wolnością czując na pysku ciepły wiatr. Nie jestem w stanie normalnie chodzić, moje własne łapy nie chcą mnie słuchać. Czy wiecie jak to jest być niewolnikiem własnego ciała? Nie po to zostałam stworzona. Kocham wolność, ruch i swobodę. Nigdy jednak nie będę się nimi cieszyć tak jak każdy zdrowy pies. Co mi więc zostało? Czekanie na dom. DOM- słowo dobrze znane a jednak obce.
Czasami wyobrażam sobie że mam dom. Miejsce gdzie nikomu nie przeszkadzają moje fizyczne ograniczenia. Miejsce gdzie kochają mnie za to że jestem. Miejsce w którym zawsze będę kochana i bezpieczna. Tak wiem, mam bujną wyobraźnię. Życie wygląda trochę inaczej, ale nie muszę Wam tego mówić, Wy też odsiedzieliście swoje za kratami.
Nikt nie chce psów takich jak ja- chorych. Nikogo nie obchodzi to że jak także chciałabym mieć kogo kochać, że moje fizyczne ograniczenia nie zabiły mojej wiecznej tęsknoty za swoim własnym miejscem na ziemi, za poczuciem przynależności.
Żałuję że nie umiem rozmawiać z ludźmi. Może moja historia coś by zmieniła, może choć jedna osoba popatrzyłaby na świat oczami psa. Oczami psa, któremu tak naprawdę już nic nie zostało.
A tak jestem tylko biedną słodką Izmir której wszyscy żałują ale której nikt nie chce....
Alf i Berni nie mieli żadnych słów pocieszenia dla Izmir. Niestety nie ma lekarstwa na złamane serce. Kiedy umiera nadzieja tak naprawdę nie pozostaje już nic...

1 komentarz:

  1. Nadzieja jeszcse nie umarła; jest wiele osób, które chcą Izmir, tylko nie znalazłyśmy ich jeszcze; spieszmy się

    OdpowiedzUsuń