Pamiętam ją dokładnie taką jak na powyższym
zdjęciu. Wesoła, roześmiana wariatka. Sprytna, diablo inteligentna.
Pełna nadziei na lepsze jutro i własny, szczęśliwy dom. Tygodnie ,
później miesiące niegasnącej wiary. Wielkie umiłowanie dla życia powoli
zabijane przez bezbarwną codzienność i ludzką głupotę. Pierwsza adopcja,
wielkie szczęście, wielkie nadzieje. Dom na chwilę a później powrót do
hotelu z biletem "pies morderca". Pigi zawiniła tym że urodziła się
amstaffem, psem o wielkiej sile fizycznej i wielkim sercu. Podobno była
niebezpieczna. Okazało się to prawdą, była niebezpieczna-potrafiła
ukraść serce.
Druga adopcja, znowu radość, tym razem ostrożna, ciągłe telefony, pytania.
Pigi wróciła do nas po 3 tygodniach, odebrana z domu "cudownego inaczej".
W życiu każdego z nas przychodzi taki moment kiedy wydaje się że już
niewarto się starać. Przykład Pigi pokazuje że nie tylko my jako ludzie
zmagamy się z takimi problemami.
Pigi zrezygnowała. Zrezygnowała z życia, z wiary w lepsze jutro. Poddała
się. Zaczęła chorować, drastycznie schudła. Patrząc na nią każdego dnia
odnosiliśmy wrażenie że Pigi nie chce już żyć...
Pokochana mimo wszystko miała swojego anioła stróża.
Gosia- przychodziła do Pigi co 2 dni , z dokładnością jak w szwajcarskim
zegarku. Wyprowadzała ją na spacery aby chociaż na chwilę przerwać
codzienną rutynę. Kochała, zachęcała do ruchu, wysiłku. Godziny gosinej
pracy i trudu opłaciły się, Pigi powoli wracała do świata żywych ,
wracała do nas.
Mimo że nikt nie powiedział tego na głos w wielu głowach kołatały się
myśli że Pigi zostanie u nas na dożywocie. Paradoks- młoda, ładna,
inteligentna, nieagresywna. Ludzie powinni się o nią bić, lecz telefon
milczał jak zaklęty.
Którejś soboty Woźna odebrała telefon w sprawie Pigi. Nie podeszłyśmy do
tego z jakimś większym entuzjazmem. Co jakiś czas ktoś dzwonił, jednak
kończyło się tylko na telefonach. Być może za bardzo popadliśmy w rutynę
, chcieliśmy aby Pigi tryskała radością i wiarą w lepsze jutro sami nie
wierząc że coś może się w jej życiu zmienić...
A jednak. Ten ostatni telefon był strzałem w dziesiątkę- to byli
Pigisini ludzie. Pokochali ją bez żadnych warunków i wymagań. Miłością
szczerą i bezinteresowną, taką jaką potrafią kochać tylko szczególni
ludzie.
Pigi ma teraz swój dom, swoich ludzi, swój świat.
Ciekawe czy myśli czasami o nas. A może czasem śni jej się osoba która
dała jej szansę na lepsze życie, osoba której oczy podejrzanie
błyszczały w dniu kiedy Pigi znalazła w końcu swoje miejsce na ziemi.
Osoba o sercu tak wielkim że kiedy pojawi się następna Pigi , być może w
innym wcieleniu, obdarzy ją uczuciem tak szczerym jak naszą Wieśniarę i
da szansę na nowe życie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz