sobota, 24 grudnia 2016

Przy okazji Świąt - magia jest wszędzie....



Są takie psy, których się nie zapomina. Są takie osoby, które zmieniają nasz świat. Są takie miejsca, w których gości magia. Nie tylko na Święta – na co dzień.
Są takie miejsca, gdzie każdy pies złamany przez życie i przez człowieka ma szansę, aby odnaleźć to co utracił dawno temu. Szansę na to, aby znów stać się psem – psem, którego obecnie jest cieniem.
Są miejsca , do których chce się wracać. Miejsca wibrujące spokojem i pozytywną energią. Miejsca, które sprawiają, że nadzieja, która pozornie umarła, rodzi się na nowo.
Miejsca i ludzie, którzy mają serce na dłoni i wyciągają tą dłoń do pokiereszowanych przez życie łap.
Ludzie, którzy sami nie śpią na kasie, ale poświęcą każdą złotówkę, choćby mieli wykopać ją spod ziemi na to, aby pomóc psu. Na to aby go uratować.
Taka utopia w dzisiejszym świecie.
Miejsce, gdzie stoi czas. Tam nie ma pośpiechu, pogoni za kasą. Nie ma miejsca na nienawiść, złe emocje. Jest miejsce na psie nieszczęście i na pomoc.
Miejsce, gdzie ktoś nieszczęśliwy być może odnajdzie szczęście – zanurzając nos w psim futrze i patrząc w oczy psa, który stracił wszystko. Oczy są zwierciadłem duszy i często kiedy przyjdzie nam popatrzeć w oczy prawdziwej psiej samotności ro powinniśmy się zawstydzić.
Co wiemy o tym, jak to jest nie mieć nic?
Co wiemy o tym, jak to jest, kiedy ktoś pokaże nam drugą stronę lustra , po czym  bez sentymentu wykopuje nas ze swojego życia?
Co wiemy o smutku, który odbiera chęć na cokolwiek. Jak to jest błagać psa o to, aby zjadł cokolwiek. Jak to jest – wytłumaczyć psu który od 5 godzin wyje za poprzednimi opiekunami, że nie byli warci jego uczucia. Jak wytłumaczyć psu, który codziennie był bity, że teraz już nic złego go nie spotka, a ludzka ręka potrafi także głaskać, nie tylko bić. Jak to jest, walczyć każdy dzień z psimi lękami, wywołanymi przez ludzi.
Oni wiedzą. Wiedzą jak pomagać psom. Nie tylko dzisiaj, ale także wczoraj, jutro i za rok. Nigdy nie odmawiają pomocy. A tyle psów dostało dzięki nim szansę na życie – niekoniecznie nawet lepsze niż miały – na jakiekolwiek. Bo grunt to dać szansę – trzeba mieć jaja i odwagę.
Magia Świąt – tutaj nie ma na nią miejsca. Ale tak przy okazji – magia codzienności, z ludźmi, którzy w każdym psie widzą duszę do uratowania.
Pomagać – czasem to nic nie kosztuje.
Jednak przychodzi taki dzień – sentymentalny, jak dziś. Dzień, kiedy pamięta się o psach, od których się wszystko zaczęło.

Śpij spokojnie Mitsu, Twój prezent jak co roku będzie pod choinką.

niedziela, 11 grudnia 2016

Misty - po co wszystko było??/



Nazywam się Misty i jestem malamutem.
A może kiedyś byłam?
Oj byłam... Biegałam z wiatrem w uszach gryząc morskie fale. Wyłam na tylnym siedzeniu Twojego auta, bo przecież jedziemy za daleko. Śpiewałam jak opętana, kiedy szykowałeś mi żarełko. Skakałam jak piłka od ping ponga, kiedy brałeś do ręki smycz – wiedziałam, że idziemy na spacer. Udając, że mnie nie ma wpychałam się pod koc, kiedy ucinałeś sobie popołudniową drzemkę. Kradłam kotlety z blatu. Z pasją godną lepszej sprawy żułam sznurówki od Twoich butów.
Udawałam, że nigdy mnie nie było w miejscu, w którym zostało skradzione z Twoje jedzenie...
Kochałam Ciebie, a Ty kochałeś mnie.
Zaakceptowałam Twoją żonę, mimo tego, że nie przepadała za psami.
Poznałam Twoje dzieci, które pokochałam jak własne. Uczyły się chodzić,chwytając za moją sierść i uszy. Podczas awantur o moją sierść na dywanie i koszty moich szczepień starałam się zniknąć.
Wiedziałam, że zawsze staniesz po mojej stronie. Po ciężkim dniu zabierałeś mnie na spacer. Długi i intensywny – abyśmy oboje mogli zapomnieć. Udawało się. Ja tarzałam się w liściach, a Ty się śmiałeś. Wciąż pamiętam ten śmiech – teraz w snach.
Później wyjechałeś – podobno za chlebem. Zabrałeś całą rodzinę. Całą, z wyjątkiem mnie. Nigdy nie byłam Twoją rodziną, prawda? Ty byłeś moją. Innej nie miałam i nie chcę.
Kiedyś spałam, przykryta kołderką Twojej miłości, teraz śpię przykryta kołderką śniegu.
Zostawiłeś mnie – jak mogłeś?
Mówiłeś, że po mnie wrócisz. Czekałam tyle lat...
Nie wrócisz, prawda?
Lata życia na uwięzi przy budzie zbierają swoje żniwo.
Coraz trudniej jest mi się podnieść, coraz trudniej znieść razy, które spadają na moją głowę.
Oddałeś mnie do dobrego domu. Dom był dobry według Ciebie – bo chciał mnie wziąć. Niby Twoja rodzina.
To nie jest dom – to piekło. A ja żałuję, że nie uśpiłeś mnie wtedy, kiedy jeszcze miałeś jakąkolwiek władzę nam moim życiem.
Czy wiesz jak to jest pokazać komuś kawałek nieba, a później skazać go na gehennę?
Gdybyś wysłał mnie do psiego domu starców czy do schroniska  – może bym zrozumiała.
Ale dlaczego skazałeś mnie na los gorszy od piekła?
Nie chcę tu być. Nie chcę być bita za każdy ruch, wycie, krzywe spojrzenie.
Nie zasłużyłam na to.
Miałam być królową – malamucia królową. Zrobiłeś ze mnie malamucią żebraczkę...
Po raz kolejny pytam, jak mogłeś? Nie potrafisz kochać...
Ja potrafię i wciąż kocham Ciebie.
Znowu idą Święta. A ja w mojej budzie, na mojej uwięzi popatrzę na Wasze szczęście przez szybę.
Tak, przyjeżdżasz na Święta. Jednak ja jestem poza strefą Twoich zainteresowań. Wy będziecie się dzielić opłatkiem przy choince, a ja będę zamarzać przy budzie... Jakieto chrześcijańskie...Tak, bracia mniejsi...
Jak mogłeś? Złamałeś moje malamucie serce.
Warto było?
Pozwól mi odejść, nie chcę już żyć z Tobą ani z Twoją rodziną.
Zawiodłeś mnie.
Popełniać błędy jest rzeczą ludzką, wybaczać psią.
Wybaczam, tylko pozwól mi odejść


wtorek, 8 listopada 2016

Norek - błagamy o dom, chociażby tymczasowy....



Nazywam się Norek, ale czy to coś znaczy dla mnie lub dla Ciebie?
Urodziłem się ok. 10 lat temu. Mówią, że jestem seniorem.
To także nic dla mnie nie znaczy, nie rozumiem znaczenia tych słów.
Pamiętam jeszcze dawne czasy – te dobre czasy, kiedy byłem szczeniakiem.
Razem z rodzeństwem biegaliśmy wesoło naokoło naszej mamy. Mama nie mogła biegać z nami, miała na szyi łańcuch.
Podobno nasze pojawienie się na świecie było wypadkiem przy pracy... Zwał jak zwał. Mama mówiła, że takich wypadków było więcej. Kiedy przyszliśmy na świat miała 10 lat.
10 lat, 18 cieczek x 8 szczeniaków.
Miałem 143 braci i sióstr. Przyrodnich.
Co się z nimi stało?
Część zmarła kilka lub kilkanaście tygodni po urodzeniu. Część została utopiona, część uśpiona. Część znalazła nowe miejsca – podobno mają się świetnie. Kojec 2x 2 na 8 więcięcj lat. A może łańcuch i wejście do stodoły. W misce chleb z mlekiem i resztki. A moje siostry co rok rodzą moich siostrzeńców. Moi siostrzeńcy powielają los moich sióstr i braci. A moi bracia? Taki sam los.
Co z ich dziećmi?? Byliśmy taką małą rodziną. I nadal jesteśmy. Z setek pozostały nawet nie dziesiątki, reszta nie żyje.
Szczeniaki z miotów zimowych miały pecha – były za małe aby przeżyć mrozy w rozpadającej się budzie, z matką, która nie miała czym ich karmić.
Czy na pewno miały pecha? Czasami myślę, że miały szczęście – nie cierpią już...
Kiedy miałem 3 mce pojechałem do nowego „domu”, przecież gospodarz musi mieć psa.
Dowiedziałem się jak czuła się mama – na powitanie zapięto mi łańcuch na szyję i przydzielono miejsce w stodole, gdzie mogłem chociaż trochę się ogrzać w bardzo zimne noce.
Dorastałem. Mimo, że nie znałem innego życia , nie godziłem się z tym ,którym przyszło mi żyć.
Uciekałem. W końcu założono mi ciasną obrożę, która została na długo. Ja rosłem, ona nie.
Mam blizny na szyi, chyba nigdy nie odrośnie mi sierść.
Rany po obroży, która wrosła mi w skórę. Rany po ludzkiej bezduszności i okrucieństwie.
Uratowano mnie. Tylko po co?
Obecnie mieszkam w schronisku.
Gdyby nie inne psy, które miały kiedyś dom i opowiadały mi o tym , byłbym święcie przekonany, że to najlepsze miejsce na świecie.
Ale od towarzyszy mej niedoli wiem, że może być inaczej.
Długo walczyłem. Biegłem do kraty na widok odwiedzających.
Machałem ogonem, lizałem po rękach. Po co mi to było? Z każdym odchodzącym człowiekiem znikał kawałek mojego serca.
Teraz nie mam już nic. Jestem chory. Miałem ropnia w gardle. Schudłem, nie mogłem jeść.
Uratowali mnie.
Po co?
Może to właśnie Ty każesz im przestać. Proszę, przemów im do rozsądku, bo myślą tylko sercem. Ja nie mam już siły, chcę odpocząć.
Nie chcę oglądać świata zza krat.
Chciałem być kochany, nie zostało mi to dane.
Jestem starym, zmęczonym psem. Nie mam już siły. Nie mam dla kogo żyć.
Wiesz jak to jest, zrezygnować?
Mimo wszystko wciąż mam wątłą nadzieję – robię do dla nich, aby nie musieli powiększać cmentarzyska straconych nadziei i bezsensownych marzeń.
Proszę – to moje ostatnie wołanie.
Pokaż mi czym jest dom, odpłacę jak będę umiał.
Znam ciemną stronę życia.
Chcę poznać jasną.
Czy to tak wiele?
Kochał bym z całych psich, gdybym tylko miał kogo...
… Norek

Norek od 2 lat czeka na DOM w schronisku w Racławicach koło Miechowa.
Jest psiakiem średniej wielkości ok. 20 kg. Kochanym , spokojnym bezproblemowym.
Czeka tylko, aż komuś mocniej zabije serce.
Czy umrze bezdomny?

Kontakt:

Iwona 793993779

środa, 2 listopada 2016

Quini kiedy za późno na pomoc i nawet czas nie poskłada złamanego serca



"Psy
które wyszły na wieczny spacer
cierpliwi towarzysze dziecinnych zabaw
dyskretni świadkowie pierwszych pocałunków
piastunki naszych dzieci
psy
o tyle od nas mniej skomplikowane
że rozumiały co to wierność
która jest dla nas abstrakcyjnym rzeczownikiem
odmienianym przez losowe przypadki
psy
zazdrosne ale nie zawistne
które umiały patrzeć prosto w oczy
naszej samotności
urodzeni komicy z pantoflem w pysku
psy
które nie przyjdą już na zawołanie."

Dzisiaj ja patrze w oczy Twojej samotności. Wybrałaś mi idealne imię - ironiczne i prawdziwe.
Stałam się królową Twojej straconej nadziei, bezbrzeżnego smutku i wyrzutów sumienia.
Nie tak miało być...
Tak bardzo chciałam Ci zaufać. Proszę, uwierz mi, nie było łatwo.
Nie było łatwo uwierzyć, że Twoja delikatna dłoń głaszcze i daje ukojenie, nie bije.
Walczyłam. Naprawdę walczyłam, jak nigdy wcześniej.
W końcu miałam po co żyć. Miałam jakiś cel - Twoje szczęście.
Kochałaś mnie, prawda? I nadal kochasz.  Wiem, że została bym u Ciebie na zawsze.
Tylko ja i Ty, no może jeszcze Maniek.
Jak w  moich haszczych snach. Błękitne morze, niebo i moje oczy.
Nie zapominaj, lecz wybacz.
Wybacz mi, że umarłam.
Nie miałam wyboru - tak miało być.
Nie płacz. A jeśli musisz płakać poczuj, że ja ocieram Twoje łzy. Niewarto. Dałaś mi coś czego nigdy nie miałam - miłość.
Dziękuję za to, będę zawsze pamiętać.
Nie proszę, żebyś zapomniała.
Proszę żebyś wybaczyła - sobie i mnie.
Ni realizuj swojego skrytego planu, w którym nie ma miejsca na ludzkie cierpienie. Pamięta, że ma być miejsce na psie szczęście.
Tak miało być i niech tak będzie.
Nie odpuszczaj - kochaj. Masz pojemne serce.
Kochaj kolejnego psa, nie szukaj mnie. Nigdy mnie nie znajdziesz, ale kiedyś się spotkamy.
A ja zerwę się w szaleńczym pędzie na Twój widok.
Bo Ty jedna dałaś mi coś, o czym nie potrafię i nie chcę zapomnieć. Dałaś mi wszystko co miałaś - siebie.
Nie mogłam odwdzięczyć się tym samym, ale pamiętaj, dałaś mi szansę, nigdy tego nie zapomnę.
Pomagaj, jeśli nie dla siebie to dla mnie.
A kiedyś znów pójdziemy na spacer i posklejam Twoje złamane serce. 
Musisz poczekać, ja też czekałam.
To co najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu... Nie widzisz mnie ale wciąż pamiętasz.
Nie zapomnij, zawsze będę Cię kochać.
Dziękuję.
Wybacz mi...

czwartek, 6 października 2016

Izzzz - dawno temu nad morzem



Nie ma nic piękniejszego niż jesień nad morzem.
Delikatna morska bryza, która pieści malamucią sierść.
Pies leżący na plaży i tarzający się w piasku. Bo przecież o to chodzi- o to by być szczęśliwym, brudnym od piasku malamutem. O to, aby biegać i gonić fale. Wyć ot tak – po prostu, bo wolno.
Czuć wiatr w uszach i latać jak szatan. Wpadać z całą siłą malamuciego cielska w ukochane kolana. Jęczeć, śpiewać, wymuszać.
To w końcu wakacje- hulaj dusza, piekła nie ma.
Żulić grillowaną rybę, kupioną w ostatniej czynnej nadmorskiej budce.
Zostawiać na teraz już ciężkim i mokrym piasku odciski malamucich łap.
Oszczekiwać małe psy, ciągnąć do dzieci, które mają w ręku coś do jedzenia.
Zostawiać futro na Twoim ubraniu.
Spać na Tobie, tak , abyś prawie nie mogła oddychać- ale jest jesień, będzie Ci ciepło.
Włączać syrenę alarmową około godziny przed posiłkiem- abyś nie zapomniała.
W najzimniejszy wieczór włoić się do łóżka i przyciskać lodowaty nos do brzucha- bo jest mi zimno, nieważne, że mam sierść :)
Obślinić wszystko, co można- przecież to moje.
Patrzeć w Twoje oczy- widzieć radość, taką prawdziwą , dzieloną ze mną.
Radość z tego że jesteśmy razem. Tu i teraz. Bo czego więcej możemy chcieć.
Jesteśmy szczęśliwe- Ty i ja. Ty po ludzku, ja po malamuciemu.
To było by takie piękne, gdyby nie to , że ja umarłam , a Ty wciąż żyjesz.
W moim malamucim śnie pojechałyśmy nad morze. Ja biegałam po plaży, podążając, jak zwykle za Tobą. Znowu miałam siłę i chęć. Siłę do tego , żeby biegać i chęć do tego żeby walczyć.
A później wszystko umarło- tak jak ja.
Nie płacz, zamknij oczy i śnij.
Śnij o o tym, że jesteśmy razem na morzem.
Ja kopię w piasku w Twoją stronę, a Ty jesteś strasznie brudna- czy teraz wiesz jak być malamutem?
Niewiele nam trzeba do szczęścia- człowieka, miejsca w domu i miłości
Bo my mamy serce na łapie. Wystarczy dać nam szansę.
Moje serce należy do Ciebie.
Nie płacz, w niebie też jest morze. Pójdziemy kiedyś na spacer po plaży, spacer, o którym zawsze marzyłaś. Wtedy Twój uśmiech znów będzie szczery- jak przed laty, kiedy stąpałam jeszcze po ziemi.
Nie płacz. Kochaj mnie. Tak jakbym nigdy nie odeszła.
A później odbijemy malamucią łapę i ludzką rękę na piasku.
Zmyje je przypływ- z plaży. Nigdy z naszych serc.
Izzzz

środa, 21 września 2016

Mała Mi - jak to jest, kiedy życie na prawdę odwróci się tyłem

Jestem Mi. Mała Mi.
Tak mnie nazwali.
Pamiętasz mnie jeszcze?
Pamiętasz, kiedy byłam słodką, puchatą kulką, którą trzymałeś pod kurtką i tuliłeś, kiedy tylko wydałam jakiś dźwięk?
Pamiętasz, jak marzyłeś o psie Północy?
Twoje marzenia się spełniły, moje umarły.
Mieliśmy być razem- na zawsze. Jak kochałam Ciebie, a Ty mnie. Nic nie miało tego zmienić.
Co się stało? Dorosłam? A może zrobiłam coś złego?
Proszę powiedz, dlaczego ?
Dlaczego kochałeś mnie tyle lat, a później Twoja miłość zgasła ot tak, jak płomień zdmuchniętej przypadkiem świecy.
Nie zasłużyłam na los, który mi zgotowałeś.
Zapomniałeś o tym, że urodziłam się psem Północy- psem którego od tak dawna chciałeś, psem o którym marzyłeś.
Nie urodziłam się po to, aby spełniać Twoje zachcianki, nie urodziłam się po to abyś mógł odstawić mnie na półkę jak niepotrzebną rzecz. Byłam i jestem, czuję i kocham. Kocham Ciebie- wciąż i nadal, ale czy było warto.
Kocham wolność i ludzi. A może kiedyś kochałam. Zanim przypiąłeś mnie na łańcuch i pokazałeś mi co potrafi człowiek. Zanim stałam się niepotrzebna. Kiedyś byliśmy tylko ja i Ty. Bez pytań, żądań i bez odpowiedzi.
Może to był mój błąd. Założyłeś rodzinę, w której nie było dla mnie miejsca.
Gdybyś miał serce to pewnie by Ci pękło- zupełnie jak moje.
Nie potrafię zaufać ludziom. Cieszę się na ich widok. Skaczę, wtulam się, ale wciąż pamiętam.
Co ja takiego zrobiłam. Dostałam wilczy bilet z Twojego łóżka wprost do zimnej budy.
Później były przypadkowe osoby, sznurek na którym mnie ciągnięto.
Wiesz, że do dzisiaj panicznie boję się jakiejkolwiek uwięzi?
To Twoja wina.
Po tym , jak mnie zostawiłeś, zjawiła się ona. W panicznym strachu zrobiłam jej krzywdę- wybaczyła mi. A podobno wybaczać jest rzeczą psią, nie ludzką.
Wiesz co, nie kocham jej, mimo że dała mi wszystko co miała.
Nie kocham jej- boję się.
Bo jeśli ona jest taka jak Ty?
Teraz kocha, a zaraz wyrzuci.
Boję się.
Nie chcę do Ciebie wrócić. Nic dla Ciebie nie znaczę.
Ale mam nadzieję, że kiedyś ktoś napisze do Ciebie:
"Adoptowałem Twojego psa"
i później nic dla Ciebie nie będzie takie samo jak kiedyś/
Boli? Wiem, byłam tam.
Pozwól mi odejść. Podobno nie warto pamiętać o tym co złe..
Więc zapominam o Tobie..


Mała mi słodka, skrzywdzona hasiorka:
Kontakt ws.adopcji:
886 830 758

wtorek, 16 sierpnia 2016

Alf i Berni w akcji- wakacje na niby

- Beeeeeeeeeeeeeeeerniiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Czego znowu staruchu??? Siedź se na tej swojej chmurce i daj mi spać !!!!!!!!!!!!!
- Beeeeeeeeeeerrrrrrrrrrrrrrrrrrrrniiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii- Alf nie poddawał się łatwo.
- Ja pierniczę Alf , Tobie to nawet tamten świat nie pomógł. Drzesz się jak stary koc w hotelowej budzie !!!!!!!!!!!!!!!!!
- Berrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrnnnnnnnnnnnnniiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii?
- COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO?
- Nic, sprawdzam łączność- Alf był bardzo rad ze swego najnowszego dowcipu.
- Bez kitu, ileż można? Ja tu leżę i ważną misję odbywam, dobytku pilnuję, a mi mi ogon zawracasz. Pewnie masz jakieś ploty? - Berni niby nie zainteresowany, spoglądał wciąż niepewnie w górę ( w końcu to dopiero druga rozmowa, odkąd Alf zniknął za Tęczowym Mostem).
- Ano pewnie że ploty mam.  Widzisz tę dziunię ze zdjęcia?
- No pewnie że widzę, to że stary jestem i okularami bym nie pogardził nie znaczy, że dobrej dziuni nie zobaczę- Berni szybko odzyskał swój " polot".- Jak jej jest?
- Chyba jak jej było- " Dzidka"...- Alf powoli wczuwał się w klimat kolejnej historii.
- Ale że jak to było? Ładna ten tego, siedzi se i ... czuję że będzie ciąg dalszy...
- Ano będzie jak zwykle. Miała chatę- wiesz jak Angelo, Alex  i kto to tam był jeszcze na A? A tak jak Axel miał mieć. No ale jak zwykle nie wyszło.
- Jak nie wyszło- miała czy nie miała- o co Tobie chodzi? - Berni jak zwykle nie ogarniał, potrzebował chwili.
- No ślepy jesteś. Przy drodze siedzi.
- No siedzi se i co?
- Nie kumasz rili? Miała chatę a teraz siedzi przy drodze...
- A bo ja raz przy drodze siedziałem jak mi się chodzić odechciało...
- Berni chłopie, jej się nie odechciało. Jej "rodzina" pojechała na wakacje. Po drodze zostawili Dzidkę przy drodze. Wiesz żeby nie było francja - elegancja. Markowa smycz, szeleczki, nawet jej wodę zostawili i trochę chrupek. Patrz- miłosierni.
- Te Alf ale jak to ją zostawili? Gdzieś na przechowanie czy co?- Berni mimo tego, że widział wiele, wciąż nie mógł uwierzyć, że człowiek potrafi tak postąpić.
-  No adresówkę nawet miała, tylko, że ułamaną- żeby ich nikt nie namierzył. Berni weź się chłopie ogarnij - jak na przechowanie przy ruchliwej drodze???????????/
- Biedna ta Dzidka, my to przynajmniej od początku mieliśmy źle. Ale ona? Jakie było jej życie?
- Nie niezłe. Spacerki, mizianki, kanapa, najlepsze żarcie. Wiesz nie ma to tamto- ona RASOWA była.
- No i? Niby taka rasowa a teraz siedzi przy drodze.
- No już nie siedzi...
- Dobre Alf, aż taki tępy nie jestem. Czaję, że nie siedzi, pewnie se poszła gdzieś tam- żarcia szukać- Berni jak zwykle miał w głowie prawie tylko jedno.
- No poszła ale nie za żarciem.
- Czyli, że gdzie jest?
- No tutaj koło mnie na chmurce. Umarła.
- Ale jak to umarła tak od razu ?? Młoda była. Nie ogarniam - Alf weź przestań.
- No umarła- serce jej pękło. 3 miesiące siedziała w tym samym miejscu, na tej drodze, na której ją wywalili. Cały czas patrzyła w tę jedną stronę- tam gdzie zniknęli . Wierzyła w to, że wrócą. Wkrótce zaczęła zwracać na siebie uwagę. Przychodzili ludzie. Dawali jej jeść, głaskali. Ale ona nie chciała, czasem coś skubnęła. W końcu nawet napisali o niej w gazecie- podobno stała się miejscowym znakiem psiej wierności. Nawet dom jej znaleźli. Ale nie doczekała. Umarła. 3 miesiące siedziała przy tej drodze, czasami poruszała się poboczem jak duch. I nagle, mimo tygodni doświadczeń i obserwacji weszła prosto pod samochód.
- Alf Ty znowu masz dla nie te straszne historie. Nie chcę tego słuchać- wiesz, że nie chcę. Już tyle słyszałem i widziałem. Czy wiesz dlaczego ona to zrobiła?
- Tak wiem. Powiedziała, że nie da sobie złamać serca po raz kolejny- to podobno gorsze niż śmierć.
- Alf jakie podobno? My też tam byliśmy.
- Nie, Berni, nas złamano raz i gdyby miał wybór dokonał bym takiego samego jak Dzidka...


wtorek, 9 sierpnia 2016

Po prostu Sara



Powyższe zdjęcie nie ukazuje prawdziwej Sary - pokazuje Sarę, stateczną,
zamyśloną, trochę smutną.
To zdjęcie było wypadkiem przy pracy. Sara była inna- pełna życia, jak
żywe srebro pojawiała się wszędzie,
Wiecznie uśmiechnięta, zadowolona, gotowa do psot.
Zakochana w ludziach- po psiemu i na maxa.
Wystarczyło na nią spojrzeć, a ona już umierała z radości.
Głośna Sara , która tyle lat potrafiła domagać się swojego.
Poznaliśmy jej różne oblicza.
Sara szalona- której wystarczyło jedno słowo, aby rzuciła się w wir zabawy, radości i szału.
Sara pocieszycielka - która w cięższych chwilach robiła wszystko, aby wywołać uśmiech na twarzy opiekunki.
Sara Wariatka- która tak dawała w "pióro" za bachora, że często opadały ręce.
I w końcu Sara nauczycielka- pies, który pokazał innym, oszukanym przez życie i ludzi psom, jak być szczęśliwym psem.
Bez sprzeciwu przyjęła do własnego domu 2 rottki, jednego po drugim.
Pokazała im bezbłędnie jak być niegrzecznym psem. Z chirurgiczną precyzją uświadomiła czego robić nie wolno,- ku uciesze psów i rozpaczy ludzi. Nauczyła kochać- bezinteresownie i mocno- po psiemu.
Nauczyła, że życie potrafi dawać radość. Pokazała, że we dwójkę, w trójkę czy w czwórkę w psio ludzkiej rodzinie może być normalnie.
Odchowała szczeniaki. - nie swoje. Bezdomne, wyrzucone. Dała przykład i psom i ludziom.
Przykład na to , że można bezinteresownie pomóc i kochać.
Sara była psem, przy którym nie można było się nudzić. Psem, który samym swoim byciem, obecnością i uśmiechem sprawiał, że zza chmur wyglądało słońce.
Sara - ruda strzałą, która biegła nawet wtedy, kiedy stała.
Sara która witała gości z wszystkimi zębami na wierzchu- uśmiechała się całą sobą. Bo oprócz uśmiechu towarzyszył nam merdający w szaleńczym tempie ogon, głośne szczekanie- " mamo, mamo goście do MNIE przyjechali, wpuść ich".
Sara, która umarła- tak miała dobre życie.
Lepszego żaden pies mieć nie może.
Ale czy to coś zmienia? Czy ten fakt poskleja złamane serca opiekunów?
Nie... Sary już nie ma. Siedzi sobie na chmurce razem z Puckiem i rudą, przedsiębiorczą łapą wciąż wskazuje kolejne psy, którym pomagamy.
Znów się uśmiecha- po swojemu. Bo wie, że nigdy nie zostanie zapomniana. Wie, że sama tyle razy przyłożyła łapę do pomocy.
A za wiele lat to właśnie ona zewie się do szaleńczego biegu za Tęczowym Mostem, aby przywitać ukochaną opiekunkę, którą tak dawno pożegnała i o której nigdy nie udało jej się zapomnieć.
" Ja wciąż czuwam, jestem i patrzę na Ciebie,
Nie płacz, tak musiało się stać,
nadal Cię kocham, tak samo mocno jak Ty mnie, 
poczekaj i kochaj kolejnego psa"
Sara...


piątek, 17 czerwca 2016

Kuki czy to czas aby powiedzieć " żegnaj" ?



Nie płacz.
Popatrz na mnie. Teraz widzę Cie jakby za szybą.
Odgrodziłaś się ode mnie ścianą smutku i żalu.
Ja wciąż tu jestem. Przykładam łapę do szyby w nadziei , że położysz na niej swoją dłoń.
Zrozum- nasza miłość nigdy nie umrze. Jest wieczna, ponadczasowa.
Ja kocham Ciebie, Ty kochasz mnie. To proste. Ktoś zdecydował za nas- psie życie krótsze jest od ludzkiego.
Nie płacz. Znowu widzę jak płaczesz.  Moje serce pęka na milion kawałków. Nie rozumiesz? Zawsze będziemy razem - nic nas nie rozdzieli, dopóki będziesz o mnie pamiętać.
Kiedy nadejdzie mój czas, będziesz musiała pozwolić mi odejść.
Walczyłem z całych sił- dla Ciebie. Wciąż walczę. Boję się co zrobisz ze swoim życiem, kiedy odejdę.
Pamiętasz schroniskowe kraty i moją łapę wyciągniętą w stronę ludzi.
Tylko Ty miałaś tyle odwagi,żeby przyjąć tą łapę, zabrać ją do domu razem ze mną i pokochać.
Dałaś mi wszystko. Dziękuję Ci za to. Nie mógłbym mieć lepszej opiekunki.
Zapomnij o tym co boli i pozwól, aby wszystko toczyło się swoim torem. Nie walcz z losem.
Ja mam wyrok. Ty o Tym wiesz, tylko wszystko protestuje w Tobie przeciwko temu, że ,mnie już nie będzie.
Będę. Zawsze będę z Tobą. Dałaś mi dom i miłość- dałaś mi to czego nie dał mi nikt inny.
Umieram, pogódź się z tym. Ja się pogodziłem.
Nic nie boli mnie tak, jak Twoje łzy, które spływają po moim pysku.
Zrobię wszystko, aby zostać z Tobą dłużej.
Ty tego nie wiesz- ja wiem. Kiedyś znowu się spotkamy. Ja skoczę na Ciebie a Ty wtulisz twarz w moją sierść i poczujesz się tak, jakbym odszedł z Twojego życia zaledwie wczoraj a nie wiele lat temu.
Daj szansę- sobie i mnie. Sobie by pogodzić się z żalem, a mnie na to aby odejść.
To mój czas, może nie dziś, może jutro lub za miesiąc.
Nie płacz, nigdy nie przestanę Cię kochać.
Po prostu nie patrz na mnie zza tej cholernej szyby.
Jestem Twoim najlepszym przyjacielem. Bądź ze mną tu na ziemi. Ja przywitam Cię za Tęczowym Mostem.
Kuki -dla Klaudii

sobota, 23 kwietnia 2016

Saba , która odeszła


Nazywam się Saba i właśnie umarłam.
Miałam dobre życie. Miałam cudowne życie. Urodziłam się w pseudohodowli.
Do nowego domu trafiłam w wieku 5 tygodni.
Moi opiekunowie dali radę. Wyrosłam na zdrowego i silnego psa.
Bardzo ich kochałam. Jednak każda miłość kiedyś się kończy. Nasza skończyła się dzisiaj.
Nie potrafiłam już dłużej walczyć, mimo, że bardzo się starałam. Starałam się dla niej. Wiedziałam, że Ona zapłaci za to najwyższą cenę. Lecz zrozumiałam, że każdy ma swoje miejsce i swój czas. Mój czas dobiegł końca.
Moja opiekunko, przyjaciółko, powierniczko.
Wiem, że masz złamane serce. Wiem, że czas nie leczy ran, on tylko przyzwyczaja do cierpień.
Nie płacz, patrzę na Ciebie. Jestem z Tobą w każdej chwili i w każdym momencie. Kiedy będzie Ci źle wyobraź sobie , że jestem koło Ciebie i kładę głowę na Twoim kolanie. Czujesz?
Jestem tu. Nie odeszłam, nie odejdę, dopóki będziesz o mnie pamiętać. Nasza miłość jednak się nie skończyła- będzie wieczna i doskonała- tak jak każda ludzko - psia miłość.
Nadal tu jestem, wystarczy , że zamkniesz oczy i poczujesz moją obecność. Nigdy nie chciałam Cię opuścić i nigdy tego nie zrobię.
Wybacz mi, że nie mogłam już dłużej walczyć i wybacz sobie, jedyne co mogłaś zrobić to pozwolić mi odejść.
Dziękuję Ci za cudowne życie- oby każdy pies miał taki Dom, jaki ja miałam.
Nie płacz. Przypomnij sobie momenty kiedy biegałam szczęśliwa za piłką. Pamiętasz moją radość i Twoje zadowolenie? Przypomnij sobie chwile, kiedy dawałaś mi wolność a ja biegałam z wiatrem w uszach.
Niech te chwile zostaną w Twojej pamięci. Te najlepsze. Nawet te, kiedy przywlokłaś do domu Kluskę, ku mojemu niezadowoleniu. Stałyśmy się przyjaciółkami, stadem.
Dziękuję Ci rówież za to. I za to że byłam członkiem Twojej rodziny- to był zaszczyt.
Nie płacz- dałaś mi wszystko co mogłaś mi dać. Jednak ani czasu ani choroby nie mogłyśmy oszukać.
Kiedyś znów się spotkamy- wierzę w to. Ty też uwierz. Bo nie było by większej niesprawiedliwości, gdyby pies i człowiek, zakochani w sobie tak jak ja i Ty  nie mieli się nigdy więcej spotkać...


niedziela, 10 kwietnia 2016

Agunia- pies skazany na śmierć za życia...



Jestem Aga, mam padaczkę. Tyle się liczy. Nieważne, że jestem młoda, chcę kochać i uwielbiam ruch. Nikogo nie obchodzi to, że kiedy biegam po łące, czując wiatr w uszach jestem wolna. Wolna od świata, w którym jestem tylko chorym psem, skazanym na bezdomność i śmierć.
Was- ludzi, nie obchodzi nic poza tym, że jestem chora. Nie widzicie jak z dnia na dzień coraz bardziej staję się cieniem. Cieniem psa, którym mogłam być, gdyby ktoś go pokochał.
Czego mi brakuje? Nie prosiłam o chorobę, nie chciałam jej. Mogę normalnie żyć, jeśli tylko ktoś da mi szansę. Dostaję leki, umiem sobie radzić w nowych warunkach.
Jest jedna rzecz z którą nie poradzę sobie nigdy- Wasza obojętność.
Ja nie jestem gorsza- jestem po prostu chora, choroba nie wybiera.
Czy wiecie jakie to uczucie, kiedy ktoś zabiera Was na spacer, przytula się, głaszcze. Ma się nadzieję, że tak będzie zawsze- ale nie, bo mam padaczkę. Jestem nietykalna, gorsza, nie mam szans na dom.
Nie możecie się na chwilę zatrzymać i choć przez minutę pomyśleć jak ja się czuję???
Jestem wyżłem, potrzebuję ruchu, wolności i miłości. Jedyna rzecz która może Was ograniczać to moje tabletki i ataki. Zdarzają się rzadko. Z każdego wyszłam obronną łapą- bo chcę mieć dom. Czekam na kogoś, kto patrzy sercem, nie oczami.
Kiedy śpię w mojej budzie często śni mi się, że mam swoje miejsce na ziemi. Czuję delikatną rękę na głowie i słyszę ciepły głos, który mówi- Aguniu, nie martw się, już nigdy nie będziesz sama. Kochamy Cię. I nigdy nie zostawimy. W błogości macham łapami leżąc na plecach i czując się bezpiecznie a później budzę się i jedyne co widzę to ściany od mojej budy.
Powiedzcie mi Wy ludzie- bo ja jako pies tego nie rozumiem. Czy trudno jest pokochać kogoś kto ma bagaż doświadczeń ? Czy trudno jest pokochac kogoś kto ma mniejsze szanse?
Tak bardzo chciała bym mieć dom. Będę dobrym wyżłem, radosnym, energicznym, dającym nogę, jeśli mi pozwolicie- chociaż tak nie powinno być.
Nie proszę dla mnie – proszę dla nich- moich opiekunek. Ja dawno temu pogodziłam się z ludzką bezduszością , one nie. Wciąż wierzą, że gdzieś tak na świecie jest ktoś, kto pokocha mnie mimo wszystko...
Mieszkam pod Krakowem. Odwiozą mnie do nowego domu, nawet w innym mieście, byle kotów tam nie było bo nie za bardzo za nimi przepadam...
Dziękuję , że poświęciliście czas , aby przeczytać moją historię.
Pamiętajcie, nadal czekam. Agusia..
Kontakt:

Magda 509188082

wtorek, 1 marca 2016

List do Edyty



Nie płacz kochana. Nie ma nad czym. Jestem tu, gdzie było mi pisane być. Nie mogę patrzeć na Twój smutek. Wyciągam moją kosmatą, malamucią łapę i staram się otrzeć Twoje łzy. Lecz Ty mnie nie widzisz.
Zaślepia Cię smutek i żal. Nie czujesz, że jestem obok. Ciepła, kochająca- zupełnie tak jakbym jeszcze żyła. Żyję, dzięki Tobie. Dałaś mi coś, czego nigdy nie miałam. Dałaś mi miłość. I będę
żyła, dopóki będziesz o mnie pamiętać. 
Nie jest mi żal, niech Tobie też nie będzie żal. Nadal czuję na głowie delikatny dotyk Twojej ciepłej dłoni. Walczyłaś o mnie.
Dziękuję Ci za to. I przykro mi, że nie miałam tyle sił, aby walczyć dla Ciebie. Spotkałyśmy się za późno. Ja się poddałam- Ty nie. Nie każdy człowiek to potwór- teraz to wiem. Oddałaś mi serce- będę traktować je jak największy skarb. Nie pozwól aby ono umarło wraz ze mną- masz jeszcze tyle do zrobienia. 
Zamknij oczy i wyobraź sobie że stoję koło Ciebie. Patrzę, jak troskliwie zajmujesz się szczeniakami. Widzę jak karmisz Kondzia, bawisz się z Matrixem, przytulasz Baryłkę. Nadal stoję tuż obok Ciebie kiedy
znowu karmisz Hanię i cieszysz się, że raczyła coś zjeść. Wiem, że myślisz o mnie. Ja także myślę o Tobie. Nie pozwól aby to, co nam się przytrafiło odebrało szansę kolejnym psom. Masz takie wielkie serce.
Ludzie tacy jak ty są warci przysłowiowo tyle złota ile ważą. Nie pozwól tego zniszczyć. Jeszcze tyle psów czeka na Twoją pomoc, jeszcze tyle masz do zrobienia. Ja stoję koło Ciebie. Zawsze będę z Tobą,
tylko pozwól mi na to. Nie chcę żebyś płakała- zrozum ja musiałam odejść, inaczej nie mogło się stać.
Ja odeszłam ale Ty zostałaś. Walcz o siebie i o inne psy. Może kiedyś przyjdzie taki dzień, że spojrzysz na moje zdjęcie ze smutnym uśmiechem. I poczujesz moją łapę, która ociera Twoje łzy.
Kocham Cię i dziękuję. To Ty dałaś mi coś, czego nigdy się nie
zapomina.
Twoja Justysia.

sobota, 6 lutego 2016

Raptor- pies legenda...



W końcu przychodzi taki dzień, kiedy nie pozostaje Ci nic innego niż cichy płacz i dławienie się własnym żalem. Już żadne słowa nie pomogą, nie jesteś w stanie cofnąć czasu. Jedyne co możesz zrobić, to sypnąć trochę ziemi na grób, spojrzeć po raz ostatni, odwrócić się na pięcie i odejść. Odejść i zostać sam na sam z bezdenną rozpaczą, niszczącym smutkiem i samotnością. Zostawić kawałek swojego serca i cząstkę duszy i pogodzić się z tym, że nigdy ich nie odzyskasz.
Jeszcze wczoraj byliście we dwójkę Ty i Twój kosmaty przyjaciel, a dzisiaj zostałeś sam. Cokolwiek powiesz, cokolwiek zrobisz- to niczego nie zmieni. Możesz przeklinać, płakać, prosić- nie da się przechytrzyć śmierci.
Czyste miski, puste posłanie, martwa cisza. To wszystko co Ci zostało we własnym domu. To smutne ale miłość boli, zwłaszcza wtedy, kiedy trzeba się pożegnać.
Pożegnanie jest nieodwołalne i nieodwracalne. Brzmi bezlitośnie, ale taka jest prawda.
Wszystkie wspomnienia bolą, każda mała rzecz, która przypomni Ci psa, wydaje się czymś nie do przeskoczenia. Jedni mówią „ to tylko pies”. Inni rozumieją Twoje cierpienie i chcą Ci pomóc jak mogą.
Problem w tym, że nie mogą. Nie tak łatwo zapomnieć o miłości. Szczerej, prawdziwej, niepotrzebującej słów, aby istnieć . Miłości czystej i w jakiś sposób wiecznej- takiej jaką możesz dostać tylko od TEGO psa.
Każdy z nas miał w swoim życiu TEGO psa i pewnie wielu wie, jak boli jego odejście.
Ponownie powiem- czas nie leczy ran, on przyzwyczaja do cierpień.
Czas Asi przyzwyczai ją do jej cierpienia- wspomnienia zbledną, smutek zmaleje. Ale każde wspomnienie Raptora jeszcze przez długi czas będzie bolało jak kontakt z żywym ogniem.
Jak zwykle zaczęłam od końca. Raptor był psem legendą. Dzięki niemu tyle innych psów dostało szansę... Był psem nauczycielem, psem profesorem. Cierpliwy, bezinteresowny po psiemu, kochany do granic możliwości.
Pewnie myślicie o jakimś psim dramacie- tu go nie będzie. Raptor od szczeniaka był kochany, rozpieszczany, zaopiekowany. Problem tkwi w tym, że umarł. Nie szkodzi że w sędziwym wieku, po ciężkiej chorobie.
Źródłem dramatu jest sama śmierć i to że nie ma go już wśród nas.
Ukochany, wymarzony, wyczekany. Żył za krótko. Nie można łatwo pogodzić się z tym, że już go nie ma. Wszędzie czuć jego obecność, wspomnienia wołają nas bezlitośnie z każdego kąta.
Podobno przychodzi taki moment, kiedy mimo smutku i żałoby, patrzysz w kolejne psie oczy i wiesz, że to jest to. Wiesz, że znowu trafiłeś na kogoś, kogo możesz pokochać bez żadnych zastrzeżeń.
Życzę Asi, Bonnie i jej rodzinie, aby znalazły kogoś takiego. Raptora nikt nie zastąpi, jednak znając jego spojrzenie na świat chętnie zapisał by w swoim testamencie, gdyby mógł, całą Waszą miłość i wszystko co miał jakiemuś sponiewieranemu przez życie psu. Nie dziś, nie jutro, może za 10 lat. A może nigdy.
Dziękujemy Wam za wszystko i wiedzcie Raptor nie umarł tak naprawdę- będzie z nami, dopóki będziemy o nim pamiętać...