Kot marzył mi się od zawsze, ale
jakoś tak nie zawsze było mi po drodze. Niby chciałam, ale jakoś
nigdy nie wychodziło. Poza tym mój tata, z którym mam przyjemność
mieszkać, mienił się pierwszym przeciwnikiem kotów w domu- u
kogoś ok, można się pobawić i pogłaskać, ale w domu nigdy...
Nigdy nie mów nigdy...
Zgoda na sprowadzenie Bronka nie była
łatwą sprawą. W końcu wypalił plan nr 3- ze łzami włącznie :)
Biedny słodki, stary kot, czy ma
umrzeć w schronisku?
Jak pokazało życie- ostatnie o czym
Bronek myśli to umieranie... I na szczęście. Może to zabrzmiało
strasznie, ale kiedy Bronek do nas trafił, myśleliśmy że jest 3
łapami w grobie.
Chudy ( pers ważący 2 kilo), łysy
(wygolony na 0), zasmarkany, słaby.
Praktycznie zamieszkał u weterynarza.
Często warunkiem przy adopcji psa jest
tolerancja w stosunku do kotów. Tym razem ja pytałam czy kot
toleruje psy :D
Bronek początkowo mieszkał w klatce
kennelowej- przy 2 dużych psach, które nigdy nie mieszkały z
kotem, takie 2 kilowe maleństwo nie miało by szans.
Każde pozytywne zachowanie psów w
obecności kota było nagradzane. Oczy naokoło głowy, żeby psy nie
zjadły „biednego kotecka”. Sama niewiele bym zrobiła, ale
dzięki mej Woźnej, która behawiorem jest , udało się :)
Mijały dni, później tygodnie. Kot
naturalnie wpasował się w nasz domowy krajobraz.
Kiedyś wrzuciłam na FB zdjęcie –
Bronek trzymał łapę na ogonie Dzidzi (owczarka) z podpisem „ to
je mój pies”. Moja Marzena skomentowała to w następujący sposób
„ mój pies, później moje łóżko, a zaraz okaże się że
wszyscy mieszkacie u Bronka”. Wtedy się z tego śmiałam, teraz
już się nie śmieję.
Jeszcze rok temu myślałam, że nasza
teraz już świętej pamięci Jaga jest królową domu. Nic bardziej
mylnego. Jeśli ktoś nie mieszkał w kotem, nie wie czym/kim tak
naprawdę jest kot.
Dowiedzieliśmy się że nasze marne
istnienie miało początek tylko po to, aby służyć kotu i móc go
wielbić.
Psy stoją w kolejce do miski z wodą,
bo przecież „Pan i Władca” właśnie pije. Jedyne, w czym my
śmiertelnicy możemy być pomocni to nałożenie jedzenia,
sprzątanie sralni i ewentualnie wielbienie kota- wtedy kiedy ON
sobie życzy.
No i jak się okazało – wszyscy
mieszkamy u Bronka. On decyduje kiedy je, kiedy my mamy odstąpić
JEMU nasze jedzenie, bądź też kiedy psy mają zostawić miskę i
dać MU wyżreć wszystko co wpada w gusta...
Kiedyś naszym domem rządziły psy.
Teraz miarą naszego życia są zapakowane z chirurgiczną precyzją
paczuszki mrożonej wołowinki . Oczywiście dla kota. Bo jak nie ma
wołowinki o 14tej to nie ma spania w nocy. Już nikogo nie obchodzi
czy psy mają coś extra do karmy- bo jak nie dostaną to przecież
nic się nie stanie. KOT musi mieć.
Zabawa w tramwaj ( rzucam się na
drzwi- otwórz-wychodzę, po minucie powrót i tak z 15 razy,
oczywiście ciemną nocą), miałczenie prosto w ucho o 3 w nocy „
bo mi się nudzi”, ostrzenie pazurków na meblach, bieganie o
północy z tupotem stada słoni po całym domu- to teraz nasza
codzienność.
Kiedy coś idzie nie po myśli Bronka-
zemsta bywa słodka. A to wczepienie się pazurami- akurat w
pidżamę- nigdy w spodnie „dzienne”- grubsze, z miną- mamo weź
mnie na kolana. A to wyplucie całej zawartości miski na ścianę-
„ohydna, dzisiaj nie będę tego jadł, mimo że wczoraj było
pyszne”.
Bronek rzadko bawi się zabawkami. Dużo
lepszy fun jest z psiego ogona. Można się na nim uwiesić, dyndać,
ciągnąć, gryźć- „pies mój podwładny i tak nic mi nie
zrobi...”
Zawsze śpi na poduszce- na tej, na
której kiedyś spały psy. Jeśli chce spać na tej poduszce na
której trzymamy głowę, wchodzi na nas uniemożliwiając
oddychanie... Przecież to jego dom, jego miejsce, jego poduszka,
jego pies...
Bronek udając słodkiego, bezbronnego
kotecka przestawił całe nasze życie. Teraz wszystko idzie po JEGO
MYŚLI.
Tłucze psy (nigdy z pazurami), dotyka
nas łapą , jakby się nas brzydził, wybrzydza, domaga się
swojego.
Kot zmienił nasze życie- na lepsze.
Dowiedzieliśmy się, że żyjemy po to aby służyć komuś lepszemu
od nas. Komuś kto nie zna zawiści, złośliwości, negatywnych
emocji. Komuś , kto wyraża ekspresyjnie swe uczucia. Jak kocha to
całym sobą.
Bo poza momentami, kiedy Bronek
zamienia nasze życie w piekło, są też momenty, kiedy dziękuje
nam za to że daliśmy mu dom.
Łasi się, mruczy, zaczepia do zabawy.
Kładzie się na psach, bawi się ich częściami ciała. Nigdy
boleśnie, zawsze tak, że można uciec, kiedy coś nie odpowiada.
Mimo, że ma mega złośliwy wyraz
ryjka, tak naprawdę nas kocha. Za to że nie obchodziło nas to ile
ma lat i na co jest chory. Za to że daliśmy mu dom, po tym jak ktoś
wyrzucił go jak niepotrzbny śmieć.
Mimo że nie ma już dużo siły i
energii, wciąż dokazuje, po to aby wywołać uśmiech na naszych
twarzach lub rozruszać psy.
To chyba mój pierwszy i ostatni kot.
Tak się mnie wydaje. Bo gdzie ja znajdę drugą taką uroczą mendę,
która pokazała mi ( po raz kolejny), że te odrzucone, niechciane,
brzydkie mają serce na łąpie.
Zaakceptował nas bez żadnych pytań.
Wszystko było super – my, psy, mieszkanie, jedzenie ( na
początku). Przyjął nas bezwarunkowo- Wy daliście mi dom, ja Was
pokocham ( ale udowodnię Wam, że do tej pory nie mieliście komu
służyć i kogo wielbić).
Zwierzętom jest obojętne to czy mamy
100 tyś na koncie, czy żyjemy od 1 do 1. Kochają nas za to że
jesteśmy- nieważne, starzy czy młodzi, ładni czy brzydcy, biedni
cz bogaci. Ważne że jesteśmy i potrafiliśmy wyciągnąć dłoń w
kierunku pokiereszowanej przez życie łapy...
Za to najbardziej kochamy nasze koty :)
OdpowiedzUsuń