środa, 9 listopada 2011

Pomidor

Pomidor był mieszańcem średniej wielkości. Krakowski TOZ uratował go od przerobienia na smalec. Zamieszkał w hotelu, poznał co to pełna miska i ludzkie pieszczoty. Był w miarę młody wydawało się że ma szanse na dom.
Pomidor był wyjątkowym psem. Zawsze wesoły, skory do zabawy. Nie pamiętam aby miał kiedyś zły humor. Żył sobie spokojnie, czekając na nowy dom.
Pewnego jesiennego dnia Pomidor nie wyszedł z budy. Zaniepokoiliśmy się. Początkowo myśleliśmy że ma depresję. Zdarza się. Pies po kilku miesiącach/ latach pobytu w hotelu rezygnuje. Nie chce wychodzić z budy , nie chce jeść. Jednak z Pomisiem było inaczej. Zachorował.
Weterynarz, badania, prześwietlenia. Wyrok. Rak kości. Pomidorowi zostało kilka tygodni/miesięcy życia. Stawaliśmy na głowie aby znaleźć mu dom na te ostatnie chwile. Nie udało się.
Wbrew wszelkim prognozom przeżył jeszcze kilka miesięcy. Miał niesamowitą wolę życia. Walczył. Niestety niektóre walki z góry skazane są na niepowodzenie.
Codziennie wynosiliśmy go z boksu aby mógł poleżeć pod swoim ulubionym drzewem. Bywały grosze i lepsze dni. Czasami trzeba było szukać Pomisia po całym hotelu, nagle nabierał ochoty i sił na przechadzki. Robiliśmy ogłoszenia, pytaliśmy wśród znajomych. Telefon milczał jak zaklęty.
Pewnego wiosennego dnia przyszedł kryzys. Pomidor pojechał do weterynarza. Nie wrócił. Skrócono jego cierpienia. Nam został tylko pusty boks i kartka z imieniem. Jeszcze pytanie. Dlaczego? Dlaczego nie udało nam się znaleźć kogoś, kto dałby mu miłość i ciepło na ostatnie dni. I chociaż zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy Pomidor na zawsze pozostanie w naszych myślach nie tylko jako pies który umarł jako bezdomny w hotelu ale także jako kłujący wyrzut sumienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz