piątek, 6 grudnia 2013

Rege

Rege
Rege – pies który stał się cieniem, żyjącym tylko w naszych wspomnieniach. Dowód na to że życie może zgasnąć ot tak po prostu, jak płomień zdmuchniętej przypadkiem świeczki.
Jeszcze niedawno był młodym, silnym psem. Pełnym energii, nadziei, ufności. Bezdomnym, ale nie zapomnianym. Miał swoje małe grono fanów, którzy starali się jak tylko mogli osłodzić i urozmaicić jego życie za kratami.
Rege korzystał z tego co miał. Każdy dzień witał z uśmiechem na mordce, machając bez opamiętania ogonem.
Jego wielka witalność, radość życia i nadzieja na lepsze jutro została bezlitośnie zdeptana przez życie i przez chorobę. Rege zaczął powoli gasnąć, zniknęła wola walki i wola przetrwania.
Nie każdy pies ma to szczęście, aby spotkać na swej drodze anioła w ludzkiej skórze. Rege należał do szczęśliwców. W jego życiu pojawiła się wrażliwa na krzywdę zwierząt osoba, która pomagała mu z porywu serca, nie oczekując niczego w zamian. Mimo że Rege gasł powoli, a jego chęć przetrwania z każdym dniem była coraz mniejsza, jego anioł stróż nie podawał się, walczył za nich dwoje.
Rege zamieszkał w domu tymczasowym, który okazał by się domem stałym, gdyby życie, a może śmierć, nie napisała innego scenariusza.
Na końcu swej drogi w naszym ludzkim świecie poznał jak to jest być kochanym, uwielbianym, potrzebnym.
Historia krótka- tak jak życie Rege, którego nie ma już wśród nas.
Niech będzie przykładem i hołdem w kierunki ludzi takich jak opiekunka Rege. Ludzi, którzy odkładając na bok swoje złamane serca, pomagają psom którym tak naprawdę nie da się już pomóc. Psom, które nigdy nie dostały nic od życia, psom, które po cichu i bez protestu znoszą swój los.
Naszą rolą jest aby PAMIĘTAĆ. Pamiętać i opowiadać dalej takie historie. Być może kiedyś ktoś, zdobędzie się na podobny gest i da dom, być może na kilka dni, psu, który wykorzystał już swoje szanse na tym świecie. Dla nas to kilka dni, dla psa cały to podsumowanie całego życia z ludźmi.
Słowo ode mnie: DZIEKUJĘ. Tak zwyczajnie i po prostu. W tym krótkim słowie zawarte jest milion innych treści, ale myślę że osoba i jej rodzina, do której jest skierowane, zrozumie moje przesłanie.

poniedziałek, 14 października 2013

Testament Izmir

Dzisiaj mija 5 miesięcy...
"Nie płacz. Jestem tu. Dotykam Twojej ręki mokrym nosem. Czujesz? Stoję obok Ciebie i merdam ogonem. Wróciłam do Ciebie. A tak naprawdę nigdy nie odeszłam. Zawsze tu byłam. I będę, dopóki będziesz o mnie pamiętać.
Nie płacz. Jestem szczęśliwa. Jak nigdy wcześniej. Jestem zdrowa, nic mnie nie boli. Zapomnij o tym co musiałyśmy przejść. O tym co powoduje, że Twoje oczy zachodzą delikatną mgiełką smutku. To przeszłość. Liczy się tu i teraz. Teraz ja jestem szczęśliwa i Ty też powinnaś być. Nie pozwól, aby pamięć o tym co złe zamazała wspomnienia o mnie. Pamiętaj mnie taką, jaką chciała byś mnie widzieć.
Pamiętasz jak biegałyśmy razem po śniegu, ciesząc się jak para szczeniaków? Przypomnij sobie jaką radość sprawiły nam puszyste płatki śniegu, które spadały na Twoją twarz i na mój nos.
Przypomnij sobie swój dźwięczny śmiech i moje radosne wycie.
Pamiętasz jak uciekałam Ci,ściskając w pysku skradzioną zabawkę? Goniłaś mnie tylko po to, aby wymienić ją na przysmak, odrzucić daleko i powtórzyć zabawę od początku.
Pamiętasz jak zaadoptowałam bezdomnego szczeniaka Lambo? Jak starałam się uczyć go poprawnego psiego zachowania. Jak otworzył się przy mnie, jak znalazł we mnie oparcie?
Oczywiście że pamiętasz. Spraw aby to te wspomnienia były kolorowe. A te z dni, kiedy byłam chora, nie miałam siły pokoloruj na czarno- biało. Wkrótce zbledną a smutek zmaleje.
Pamiętaj czego Cię nauczyłam. Nauczyłam Cię aby walczyć! Walczyć o każdy dzień. Teraz Ty walcz o każdego psa. Nie pozwól aby moja nauka poszła na marne. Pozwól mi zostawić ślad.
Pamiętasz ludzkie reakcje na mój widok? Współczucie, łzy ocierane ukradkiem. Moje istnienie nie było bezcelowe. Empatia, wrażliwość na los chorych, bezdomnych psów- takie odczucia wywoływała moja choroba. Mimo , że to ja zapłaciłam najwyższą cenę nie jest mi żal. Niech Tobie też nie będzie żal. Przyszłość pokaże Ci że nasze doświadczenia były celowe. Czegoś Cię nauczyły.
Nie płacz, wszystko się kiedyś kończy. Moje życie na ziemi się skończyło, ale to nie znaczy że odeszłam. Zawsze będę z Wami, ludźmi, którzy o mnie pamiętają.
Daliście mi coś czego nigdy nie miałam- poczucie że jestem kochana.
Zamknij oczy, uruchom wyobraźnię. Jestem tu, jeśli wystarczająco się postarasz, poczujesz że nie odeszłam. Zawsze stoję obok i uśmiecham się, kiedy któreś z Was pochyla się nad bezdomnym, zmaltretowanym przez życie psem. O to chodziło. Dzięki doświadczeniom jesteście bardziej wrażliwi, bardziej otwarci na pomoc tym którzy sami pomóc sobie nie mogę.
Nie płacz, uśmiechnij się. Uśmiechnij się i podziękuj za ten czas który dostałyśmy. Podziękuj za doświadczenia i miłość, bo prawdziwa miłość zdarza się bardzo rzadko."

niedziela, 14 kwietnia 2013

Benka - skazana na samotność


Prawie rok temu od Benki odwrócili się wszyscy- los, ludzie, szczęście. Trafiła do schroniska. Przypadek niby codzienny, jednak nie dla psa takiego jak Benka. Schorowana, wyeksploatowana, zniszczona. Zerowe szanse na adopcję - ludzie nie chcą starych schorowanych psów.
W maju zeszłego roku Benka trafiła pod naszą opiekę. Liczne badania, wizyty u weta tak naprawdę niczego nie wykazały. Benka była chuda jak szkielet, zataczała się przy chodzeniu, miała porażone mięśnie jednej połowy pyska. Przyczyny zmian w jej organizmie nigdy nie poznamy. Być może przeszła kiedyś chorobę wirusową, która spustoszyła jej organizm i zostawiła trwałe konsekwencje. Może miała wylew który pozostawił takie a nie inne następstwa. Jednak to już było nieważne, Bence nie dało się przywrócić dawnej sprawności. Dostała leki na poprawę funkcjonowania układu nerwowego, leki na poprawę równowagi no i oczywiście próbowaliśmy aby wróciła do prawidłowej wagi- niestety nigdy nam się to nie udało. Dlaczego Benka straciła dom? O ile kiedykolwiek go miała...
Może właśnie ze względu na zdrowie, psy w takim stanie są do niczego niepotrzebne, niepotrzebne ludziom , którzy traktują zwierzęta jak rzeczy.
Benka na zawsze pozostanie dla mnie przykładem na to jak radzić sobie z fizycznymi ułomnościami. Zawsze zachowywała się tak, jakby nie przeszkadzało jej to że jest psem nie do końca sprawnym. Z wielką radością witała wszystkich odwiedzających truchtając w ich kierunku chwiejnym krokiem. Zdarzały się upadki, czasami całkiem bolesne. Ale Benka zawsze podnosiła się bez słowa skargi, stawała na łapy jakby nic się nie stało. Walczyła i cieszyła się życiem. Nie zauważała tego że nie jest w stanie zrobić wielu , kiedyś normalnych dla niej rzeczy. Nie było problemem to że nie może skakać, że czasami ma problem z wymierzeniem odległości, że się przewraca. Każdy upadek mobilizował ją do większego wysiłku.
Być może nie na temat ale tutaj nasuwa mi się myśl że Benka powinna być przykłądem - nie tylko dla psów ale także dla ludzi. Ona walczyła o każdy dzień, nie zniechęcana niepowodzeniami. Zagryzała zęby i szła wciąż do przodu. Cieszyła się życiem- takim jakie wiodła, doceniając to co ma. Jej całym majątkiem był własny boks, kocyk i nasza uwaga. Niewiele a jednak coś. Trzeba wielkiej siły aby cieszyć się mając tak niewiele. Benka zawsze miała dobry humor, nigdy nie zdarzały jej się gorsze dni. Może miała kiedyś prawdziwy dom, może pamiętała jak to jest???
My wciąż szukaliśmy dla niej domu. Ale ona o tym nie wiedziała. Być może myślała że już na zawsze jej świat pozostanie ograniczony kratą hotelowego boksu?
Cuda się zdarzają... Benka znalazła swoją przystań, swój dom. Dla swojej nowej Pani nie jest starym schorowanym psem. Jest spełnieniem marzeń. Opiekunka patrząc na nią nie widzi chorego , chudego, zniszczonego życiem psa. Widzi psa który potrzebował domu, miłości i ciepła.
Benka jest teraz psem pełnowartościowym - dla siebie samej. Ma dom, rodzinę, swoje miejsce już na zawsze.
Jest kolejnym przykładem na to że warto walczyć, że na miłość nigdy nie jest za późno...

wtorek, 19 marca 2013

ZOFIA , ZOSIA, ZOSIEŃKA

Dla Marka i Zosi

Jeszcze 3 miesiące temu leżała na lodowatej betonowej podłodze. Bez strachu patrzyła śmierci prosto w oczy. Pewnie było jej wszystko jedno- dzisiaj, jutro, za tydzień. Kiedy identyczne dni wloką się jeden za drugim nie pozostaje zbyt wiele miejsca na złudzenia. Nawet nadzieja, która ponoć umiera ostatnia szepce tylko po cichutku zagłuszana przez zdrowy rozsądek i rzeczywistość.
Być może wtedy zostały jej tylko wspomnienia. Wspomnienia ciepłego, wymarzonego domu. Wspomnienia których nie da się wymazać z pamięci. Mimo tego że ranią, mimo tego że nie ma już powrotu do dawnego życia.  A może nigdy tak nie było? Może Zosia nigdy nie miała prawdziwego domu i kochających właścicieli. Tego nigdy się już nie dowiemy, Zosia już nikomu nie zwierzy się ze swoich sekretów. Śpi teraz spokojnie. O czym śni możemy się tylko domyślać. Może znowu jest w pełni sił, młoda , zdrowa, beztroska. Może biega radośnie u boku ukochanej osoby z którą rozdzieliło ja okrutne życie. A może tylko wyobraża sobie jakby to było.
Zosia- jedno z psich istnień uratowana przez ludzi o wielkich sercach. Uwielbiana, zadbana, kochana. Zabrana z umieralni psich marzeń do lepszego życia, zamieszkała w hotelu dla psów. Miała czekać na nowy dom. Zniszczona przez ludzi i chorobę. Wdzięczna za opiekę i uczucia.
Zosia, humorystycznie nazywana psem który cieszył się tylko połową siebie. Kiedy malamucia dupka i ogon tańczyły z radości oczy Zosi wciąż pozostawały smutne. Naznaczone odbiciem miesięcy/ lat kiedy nikogo nie obchodziła i nic nie miała. Jakby widziała coś , co dla nas jest niedostępne, coś co napawało ją bezbrzeżnym smutkiem. Może widziała przyszłość?
Wiele osób zaangażowało się w pomoc dla Zosi. Finansowo, emocjonalnie, rzeczowo. Zosia wzbudzała gorące uczucia- tyle przeszła, tyle wycierpiała. Wszyscy z zapartym tchem śledzili jej losy na malamucim forum, z każdym nowym wpisem budziła się nadzieja. Być może dla Zosi słońce także wkrótce zaświeci? Niestety nie zaświeciło. Zgasło. Zgasło na zawsze tak jak Zosine życie.
Mimo tego że Zosia miała swoje lata, była chora, wiele w życiu przeszła, bardzo ciężko jest ogarnąć rzeczywistość i pogodzić się ze stratą. Wciąż nasuwa się pytanie dlaczego? Dlaczego teraz, dlaczego Zosia? Nie ma odpowiedzi na takie pytania.
Zosia miała szansę na nowe życie, szansę która pozostanie niewykorzystana. Być może ktoś kiedyś, dzięki Zosinej historii zastanowi się nad tym co czują psy w takich okolicznościach.
Zosia nie czuje już nic poza radością -podobno- w psim niebie. Jednak my tutaj borykamy się z wieloma uczuciami i pytaniami. Co by było gdyby? Gdyby zrobić więcej ogłoszeń, gdyby wrzucić Zosię na więcej stron, gdyby powiedzieć o niej większej ilości ludzi. Być może nic a być może bardzo wiele.
Być może Zosia opuściłaby ten świat i nas kołysana do snu przez ukochanego człowieka. A być może sytuacja wyglądałaby tak samo. Niestety teraz nie uzyskamy odpowiedzi na te pytania. Zosina świeczka zgasła i niestety nigdy już nie zapłonie.
Mnie ogarnia jedno uczucie- jakie to cholernie niesprawiedliwe.  Zosia umarła kochana a jednak bezdomna... Czy tak musiało być? NIE!! Gdyby ktoś jej szukał, gdyby ktoś o nią dbał, gdyby ktoś ją kochał, wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej.
Zofia, Zosia, Zosieńka, kochana przez wielu a tak naprawdę niczyja.
Wiem że nigdy jej nie widziałam, ale wiem że chciałaby podziękować za szansę na drugie życie...

czwartek, 28 lutego 2013

Alf i Berni w akcji- odcinek 5- Mała słodka Izi

-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaalffffffffffffffffffff!!!!!!
-Czego?
- A nic, sprawdzam łączność hłe hłe.
-Berni , mówiłem Ci. Czy Ty nie możesz ogarnąć co to jest
popołudniowa sjesta? Najbardziej łopatologicznie- JA ŚPIĘ A TY
MILCZYSZ!!
- Ej no, będziesz spał popołudniami jak jakiś bachor???
- Nie jak bachor, popołudniowa drzemka pomaga w trawieniu..
- No Tobie pomoc w trawieniu to się akurat przyda Szczuplaczku..
- Berni, gdybyśmy nie znali się tyle lat chyba miałbyś bliższy
kontakt
z moimi zębami. Chodzi Ci o coś?
- Widziałeś tą nową Dziunię?
- Którą, jest ich ze 3.
- No tą naszego wzrostu
- Aaaa Izi, no widziałem...
- I co myślisz?
- Nic nie myślę. Ładna i tyle. Ale nosa zadziera jak wszystkie inne.
Niby w typie rasy więc nie dla psa kiełbasa- sam rozumiesz. Podchodzisz,
zagadujesz , a ta nawet nie raczy się podnieść.
- No właśnie wiem. Chodźże , pójdziemy razem, może nas tak łatwo  nie  oleje...
Chłopcy dumni ze swego pomysłu pomaszerowali łapa w łapę do boksu  Izi.
- Cześć... Co robisz- zagaił nieśmiało Berni.
-Leżę, masz oczy na urlopie?- padła sucha odpowiedź.
- Ej Ty jesteś jakaś dziwna. Przychodzimy do Ciebie normalnie po  przyjacielsku a Ty się nawet nie podniesiesz. Leżysz, tyłkiem do nas odwrócona , nawet nie raczysz wstać żeby się powąchać- Berni był
już lekko zniesmaczony.
- Widzisz chłopcze, gdyby to było takie łatwe...- Izmir niezbyt  przejęła się dosadnym komentarzem.
- Przepraszam bo tym razem wyjątkowo ja nie ogarniam- a co trudnego jest  w  tym żeby się podnieść i kulturalnie przywitać???- Alf również  zaczynał tracić cierpliwość.
- Ano nic, pod warunkiem że własne ciało chce Cię słuchać.
- Że co?- Berni jak zwykle potrzebował chwili aby ogarnąć temat.
- Głusi jesteście? Uwierzcie mi że gdybym mogła, poderwałabym się na
Wasz widok merdając szaleńczo ogonem i podskakując jak kauczukowa
piłka. Sęk w tym, że nie mogę, nie dam rady.
-Rzeczywiście, bardzo trudne, podnieść się na własnych łapach. Jak  widzę miska pusta, w boksie czysto więc raczej chodzisz na spacery.
- Ależ oczywiście, chodzę wtedy kiedy muszę.
- Te czekaj Berni, czuję głębszy temat... Izi nie złość się, my są proste chłopaki, wytłumacz nam o co chodzi z tym Twoim ciałem i  niemocą.
- A macie chwilę czasu?
- A wyglądamy jakbyśmy mięli coś lepszego do roboty?
- No nie hihi. Jestem tu już jakiś czas, ale byłam w drugiej części więc nie mięliśmy okazji się poznać. Jednak co nieco o Was słyszałam. Ty Alf nienawidzisz wszystkich którzy tylko wejdą Ci w drogę. Ale Twoja nienawiść trwa jakieś 2-3 dni. Kiedy przekonasz się że nowa osoba nie ma złych zamiarów, dajesz zrobić ze sobą wszystko. Bardzo mocno dostałeś w tyłek od życia i panicznie boisz się zaufać.
Po tej deklaracji Afowi zrzedła mina, Izi uderzyła w czułą strunę, była niepokojąco szczera.
Kiedy Berni wpatrywał się w Izi oczami jak pięciozłotówki rezolutna malamutka również jego "wzięła na tapetę".
- Ty , podobnie jak ja wiesz jak to jest żyć na łańcuchu... W odróżnieniu od Alfa nie codziennie byłeś traktowany jak worek treningowy więc nie masz takiego dystansu do ludzi
-Te Izi czekaj chwilę, mnie się wydaje czy Ty jesteś plotkarą?- Alf musiał jakoś wybrnąć z sytuacji.
- Plotkarą? Bardzo śmieszne. Opowiadają to słucham, dobrze wiedzieć z kim ma się do czynienia. Im więcej słyszę takich historii jak Wasza, czy moja, tym mniej wierzę w ludzi.
- Izi wszystko fajnie, ale jak to z Tobą jest? I jak było?
- Nic szczególnego - historia podobna to setek innych. Od szczeniaka mieszkałam przy budzie, oczywiście na łańcuchu. Nieszczęśliwie dla mnie łańcuch okazał się trochę za mocny na moje możliwości. Starałam się jakoś sobie radzić, ale niestety z ciałem nie da się wygrać. Mój coraz bardziej obciążony kręgosłup zaczął odmawiać posłuszeństwa. Wegetowałam tam z dnia na dzień. Powiem Wam szczerze że często marzyłam o tym aby ktoś zakończył moje cierpienia. Nikt taki się nie znalazł. Pomogłam sobie sama-ten jeden jedyny raz. Po setkach nieudanych prób w końcu zdarzył się ten jeden raz- szarpnęłam wystarczająco mocno. Kosztowało mnie to bardzo wiele ale w końcu byłam WOLNA!! Biegłam przed siebie ile sił w łapach. Chciałam uciec jak najdalej. Nie udało się. Bardzo szybko zostałam złapana- trafiłam za kraty. Nie wiedziałam co mnie czeka. Było mi już wszystko jedno, chciałam tylko żeby dali mi święty spokój. Znałam na to jeden sposób- pokazywałam zęby. Od razu przykleili mi łatkę agresywnej nie dając wielkich szans na nowe życie. Podobno uśmiechnęło się do mnie szczęście- zabrali mnie ludzie z Fundacji. Zamieszkałam w hotelu, całkiem podobnym do tego. Czułam się jakbym trafiła do nieba. Pierwszy raz w życiu ktoś o mnie dbał, komuś na mnie zależało. Wiedziałam że to zbyt piękne aby było prawdziwe. Zaczęłam chorować. Z każdym dniem podniesienie się z posłania stawało się dla mnie coraz cięższym wyzwaniem. Jeździliśmy do psich lekarzy, dostawałam tony tabletek. W pewnym momencie było ze mną tak źle , że prawie wszyscy się już ze mną pożegnali.
Ale ja nie chciałam umierać. Podobno nie tak powinno wyglądać życie psa. Tak bardzo chciałam to zobaczyć... Niestety choroba poczyniła ogromne spustoszenia. Moje własne ciało już mnie nie słucha. Czasami nie mogę się podnieść, chociaż bardzo bym chciała. Nie mogę nasycić się wolnością czując na pysku ciepły wiatr. Nie jestem w stanie normalnie chodzić, moje własne łapy nie chcą mnie słuchać. Czy wiecie jak to jest być niewolnikiem własnego ciała? Nie po to zostałam stworzona. Kocham wolność, ruch i swobodę. Nigdy jednak nie będę się nimi cieszyć tak jak każdy zdrowy pies. Co mi więc zostało? Czekanie na dom. DOM- słowo dobrze znane a jednak obce.
Czasami wyobrażam sobie że mam dom. Miejsce gdzie nikomu nie przeszkadzają moje fizyczne ograniczenia. Miejsce gdzie kochają mnie za to że jestem. Miejsce w którym zawsze będę kochana i bezpieczna. Tak wiem, mam bujną wyobraźnię. Życie wygląda trochę inaczej, ale nie muszę Wam tego mówić, Wy też odsiedzieliście swoje za kratami.
Nikt nie chce psów takich jak ja- chorych. Nikogo nie obchodzi to że jak także chciałabym mieć kogo kochać, że moje fizyczne ograniczenia nie zabiły mojej wiecznej tęsknoty za swoim własnym miejscem na ziemi, za poczuciem przynależności.
Żałuję że nie umiem rozmawiać z ludźmi. Może moja historia coś by zmieniła, może choć jedna osoba popatrzyłaby na świat oczami psa. Oczami psa, któremu tak naprawdę już nic nie zostało.
A tak jestem tylko biedną słodką Izmir której wszyscy żałują ale której nikt nie chce....
Alf i Berni nie mieli żadnych słów pocieszenia dla Izmir. Niestety nie ma lekarstwa na złamane serce. Kiedy umiera nadzieja tak naprawdę nie pozostaje już nic...

niedziela, 24 lutego 2013

Alf i Berni w akcji -ODCINEK 4- gościnnie występuje Olaf

Goście

-Berni przestań się śmiać bo zaraz skrętu żołądka dostaniesz!!
-Że co? No może i dostanę , ale chyba z głodu, minęły już 2 godziny od śniadania!! Jak ja wytrzymam do popołudnia?
-Skup się na śmiechu, jak tak dalej pójdzie Twoja głupawka potrwa nawet do wieczora.
-No Alf ale nie mów że to nie było śmieszne...
-No było , ale ileż można śmiać się z tego samego.
-Ej chłopaki ale o co chodzi- Olaf, hotelowa syrena alarmowa również chciał wiedzieć co się stało. Niestety podczas całego zdarzenia wył zbyt głośno aby cokolwiek usłyszeć.
-Olek, Ty to się chyba nigdy nie ogarniesz... Widziałeś ludzi którzy byli tutaj rano?
-No kątem oka, byłem zajęty bardzo..
-Tak, wiem , próbowałeś pozbawić nas wszystkich zdolności słuchu..
-Alf, wiesz, dzień jak co dzień, trzeba się czymś zająć. Ja lubię powyć więc co sobie będę żałował i tak nikogo to nie obchodzi.
-Nikogo jak nikogo, moje bębenki są na wykończeniu a tak się nieszczęśliwie składa że jesteśmy sąsiadami.
-Dobra będę wył trochę ciszej. Opowiadasz czy nie?
-No opowiadam. Tak jak już pytałem- kojarzysz ludzi którzy byli dzisiaj rano?
-No kojarzę.
-Chcieli adoptować psa, przyszli żeby nas pooglądać.
-I co , i co? Ktoś wychodzi na wolność?
-Ehe, ja Ty i Berni, wszyscy razem do jednego domu.
-Bardzo śmieszne Alf, bardzo śmieszne...
-W każdym razie po tym jak ONA powiedziała im że Berni ma 6 lat a oni zapytali czy jeszcze urośnie nadstawiłem uszu, coś mówiło mi że będzie zabawnie.
-I było?
-No raczej... Chodzili od bosku do boksu, na Ciebie też się gapili. Chyba nawet im się podobałeś , ale kiedy zobaczyli że utykasz na łapę , wymamrotali „na co komu kaleka” i poszli dalej. Pytali o psa z rodowodem, szczeniaka chcieli najbardziej. Jak ONA im powiedziała że szczeniaka z rodowodem to najlepiej w hodowli kupić to miny mięli bezcenne.
-Hłe hłe hłe...
-Berni, cicho być ! OPOWIADAM!!
-No właśnie , on opowiada!!
-No i w końcu dotarli do naszych szczeniaków. Prawie zaczęli piszczeć na ich widok.
-Chcieli się z nimi pobawić i pogłaskać więc zarządali żeby wypuścić je na wybieg..
-Nie...
-Tak...
-Hłe , hłe , hłe- Olaf też nie wytrzymał.
-Więc możesz sam sobie dokończyć jaki finał miała cała historia?
-Wyszli brudni i potargani?
-No a jakże by inaczej. Nasze słodkie bachorki spisały się na medal... Nie ma to jak test na szczeniaka.
-Czyli wymiękli?
-No nie ma to tamto, założę się że już ich tu nie zobaczymy. Chyba dotarło do nich że pies to nie pluszowa maskotka która pachnie i ładnie wygląda.
-Skąd oni się biorą?
-Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję że nie rozmnażają się przez pączkowanie...
-Ja tam bym się cieszył, przynajmniej częściej byłoby się z czego pośmiać...
-jak wychodzili zatrzymali się przy moim boksie, próbowali wpychać paluchy przez kraty żeby mnie pogłaskać. Byli bardzo zaskoczeni kiedy zacząłem warczeć...
-Chciało Ci się?
-No niby nie, ale miałem jeszcze nadzieję że może dam im do myślenia. Wiesz chyba nie ciężko się zorientować że dla psa po przejściach obcy ludzie chcący wejść z nim w bezpośredni kontakt zwłaszcza w jego „mieszkaniu” nie muszą być czymś fajnym. Ostrzegłem ich-uczciwie. Przecież bym ich nie ugryzł- za dużo wstydu bym JEJ narobił.
-Czyli skończyło się na kolejnej ucieczce..
-No tak ale może to i lepiej, kto by chciał zamieszkać w „ domu” gdzie masz tylko ładnie wyglądać a jak pojawi się tylko cień problemu to od razu dostajesz wylotkę
-No chyba nikt. To ja już wolę mieszkać tutaj, przynajmniej wiem czego się spodziewać.
-No ja też wolę. Tylko czasami zastanawiam się jak wygląda inne życie...
-Ja wiem. Nadal pamiętam... Tylko co mi z tego??
-Przynajmniej masz jakieś wspomnienia.. Ja najlepsze wspomnienia mam stąd...